Lody wiśniowe i książki na lato
Dziś mrożący języki i krew w żyłach wpis. Języki zmrożą lody wiśniowe. Proste i nie takie kremowe jak z lodziarni, ale zawsze... domowe. Nie mam maszynki do mieszania lodów, mrożę je zwyczajnie w pojemniku w zamrażarce. Są zamarznięte na kość i potrzebują z 15 minut ocieplenia, żeby dało się je zjeść. Ale takiego smaku wiśni nie otrzyma się za to z żadnego proszku.
Wiśnie w tym roku doprowadziły mnie prawie do łez... Kupiłam w końcu drylownicę, która dryluje losowo mniej więcej co dziesiątą wiśnię. Że zacytuję tu mojego syna: mamo, to jakiś chiński badziew jest! Wróciłam z pokorą do drylowania wiśni zwykłym spinaczem, a chiński badziew schowałam na strych. Jeśli ktoś jest chętny, to oddam, bo więcej nie zamierzam korzystać.
To teraz idealne na lato, mrożące krew w żyłach książki (to taki chwyt marketingowy, bo książki wcale nie są takie straszne).
W tym roku na urlopie przeczytałam cztery książki, a dwie następne tuż po. Każda z nich ma w sobie to coś, więc zdecydowałam się o nich napisać też na blogu. Czasami ktoś szuka (jak ja) wakacyjnej lektury, nie za trudnej, nie za łatwej, takiej w sam raz na plażę. Oto moje propozycje.
1. "Zielona Mila" Stephen King
Mój absolutny numer jeden. Kocham książki, o których myślę, kiedy nie mogę ich czytać i za którymi tęsknię, kiedy już przeczytam. Nie oglądałam nigdy wcześniej filmu, bo myślałam: o nie, znowu o jakimś więzieniu w Stanach i kojarzyłam z serialem "Skazany na śmierć". A w sumie to tytuł by się zgadzał. Większość z Was pewnie nie jest takimi ignorantami filmowymi jak ja (nie znam większości aktorów i bieżących tytułów). Widziałam pozytywne opinie o książce, lubię Stephena Kinga i zaryzykowałam. I cieszę się, że przeczytałam ją dopiero po urlopie. Gdybym czytała ją na plaży, to podejrzewam, że nie doceniłabym ani szumu fal, ani drinka z palemką, ani chwil z mężem i dziećmi. Wciągnęła mnie jak nurt, nie puściła do końca i wycisnęła na koniec łzy. Bohaterowie skrojeni tak, że aż trudno uwierzyć, że są tylko elementem literackiej fikcji. Teraz mogę spokojnie obejrzeć film i poznać bohaterów osobiście. POLECAM!!!
2. "Motyl" Lisa Genova
Piękna książka. Chciałabym napisać, że spokojna, łagodna, ale wcale taka nie jest. Na pewno taki jest język, którym została napisana, dlatego czyta się ją tak dobrze, chłonąc każde słowo i każdą opisaną sytuację. A temat do lekkich nie należy. Kobieta w kwiecie wieku i u szczytu kariery naukowej odkrywa, że choruje na Alzheimera. Idziemy z nią dalej przez życie i jesteśmy świadkami sytuacji, w których nie potrafi się odnaleźć ani ona, ani jej rodzina. Piękna, przejmująca historia. Też płakałam...
Słucham audiobooka w drodze do pracy, jeszcze nie dotarłam do końca. Czyta Maria Peszek i robi to znakomicie. To historia dziewczyny z Malezji, która w wieku 14 lat wychodzi za mąż, a będąc 19-latką jest już mamą sześciorga dzieci. To, jak się nie poddaje, jak walczy o siebie i dzieci, jaką ma mądrość życiową, uczy ogromnej pokory... Jako mała dziewczynka ma swoje marzenia i wyobrażenia o przyszłym mężu i dorosłym życiu, ale jak to zwykle bywa, rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Jeszcze nie wiem co za chwilę usłyszę i jak potoczą się losy, ale już bardzo polubiłam się z dziewczyną o imieniu Lakszmi.
4. "Pacjentka" Alex Michaelide
Bestseller ostatnich miesięcy. Poleciła mi ją koleżanka (podobnie jak książkę "Motyl"). Przeczytałam streszczenie i stwierdziłam: nie dam rady, nie lubię takich książek. Ale zaczęłam czytać i poszło... Czyta się bardzo dobrze i szybko. Coś w tej książce do końca nie gra i nie wiadomo co. Dopiero zakończenie (zaskakujące, nie powiem) przynosi odpowiedź. Zostaje w pamięci, owszem, ale z butów nie wyrywa. Na wakacje to jednak książka idealna.
5. "Listy zza grobu" Remigiusz Mróz
Po każdej przeczytanej książce Mroza obiecuję sobie, że to już była ostatnia i więcej nie sięgam po tego autora. I tak do następnej książki, która pojawi się w domu, ponieważ wydania papierowe kupuje mój mąż i czyta tego autora, a ja patrzę i myślę: co mam nie przeczytać, przeczytam. I później czytam i się wkurzam. Coś mi w książkach Mroza nie leży, tylko nie wiem do końca co. Najprawdopodobniej styl i przekombinowana akcja. Tak było z "Niedonalezioną" i "Nieodgadnioną". Że ja to w ogóle przeczytałam! Ale wybaczam sama sobie, bo akcja obu książek dzieje się w Opolu. Natomiast "Listy zza grobu" - tu zwracam honor - to naprawdę dobra książka. Główny bohater przypomina mi trochę komisarza Mortkę z kryminałów Chmielarza (za to duży plus), pomysł na akcję fajny, język znośny (ulubione słówka autora obecne: zmitygował i rachityczny). Lektura dobra na lato. Wciągnie, wleci i wyleci.
Książka z cyklu tych, które przeczytałam i mam problemy z przypomnieniem sobie zarówno tytułu, jak i samej akcji. Ale tak właśnie mam z większością książek Charlotte Link."Dom sióstr" czytałam, ale o czym to było? Dobrze, że tytuł chociaż w głowie został. Sama akcja "Grzechu aniołów" wartka, dzieje się, ale jest tak mało prawdopodobna, że zaciskałam kilka razy zęby i czytałam dalej, tłumacząc sobie: wyluzuj, są wakacje, takie książki też czasami trzeba przeczytać. A później wróciłam z urlopu i zaczęłam czytać "Zieloną milę"... (patrz pkt nr 1).
No to teraz lody!
Składniki:
- ok. 1/2 kg wiśni
- 400 g śmietany kremówki (30 lub 36 %) - 2 kubki
- 3 lub 4 łyżki cukru pudru
Przygotowanie:
- Wiśnie myjemy, drylujemy i podsmażamy ok. 15 minut razem z cukrem pudrem. Odstawiamy do wystudzenia. Po wystudzeniu miksujemy.
- Ubijamy kremówkę i dodajemy ją do zmiksowanych wiśni. Delikatnie łączymy, mieszając szpatułką.
- Masę wylewamy do większego pojemnika lub do pojedynczych foremek na lody.
- Wstawiamy do zamrażarki na kilka godzin. Przed podaniem pojemnik lub foremki wyciągamy i odstawiamy na kilkanaście minut.
- Smacznego!
Podobnie jest z filmem. Wciąga od razu i mnóstwo wylanych łez zostawia.
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, ale zbliżają się jesienne wieczory, więc będzie co nadrabiać :)
Usuń