W tym roku pączków nie będzie!
Ściemniać nie będę. Lubię pączki. I od czasu, kiedy byłam w ciąży z Hanią, pączki są moją ciągłą wielką i nieustającą zachcianką. Pewnie wszystko przez to, że mąż mi ich wtedy nie kupił. A ja miałam ochotę na takie sztuczne pączki z Reala albo z Tesco, obsypane cukrem pudrem, które są świeże przez dwa tygodnie ;)
I tak mi zostało do dzisiaj. Jak mnie na pączki weźmie, to tak po koniec wszystkich zmysłów. Czuję smak, zapach i widzę oczami wyobraźni. Ale na szczęście nauczyłam się z tym walczyć :) Kiedyś pączki jadłam częściej, teraz wystarczą mi 2-3 razy w roku, w tym obowiązkowo w Tłusty Czwartek.
Ale w tym roku pączków nie będzie. Nie zrobię ich sama w domu, nie usmażę oponek i nie rozwałkuję ciasta na faworki. Bo jak to zrobię, to koniec, na dwóch się nie skończy. Nie będę miała umiaru jak będzie ich cała miska. Zjem większość i będę jeszcze chodzić i podjadać, choć już nie będę w stanie wcisnąć.
Kupię więc skromnie dwa pączki, lepszego lub gorszego sortu, bo wiadomo, że co jak co, ale w Tłusty Czwartek to cudów nie ma co oczekiwać, zdarzają się pączki surowe w środku, albo już lekko czerstwe albo marmolady (o róży nie wspomnę) można z lupą szukać.
W mojej bardzo subiektywnej opinii, najlepsze pączki w Opolu można kupić w Cukierni Europa. Puszyste, mięciutkie, z różą, lukrem i pomarańczową skórką. Dobre ma też Malik. Charciarek też, ale kilka razy zawiodłam się na nich właśnie w Tłusty Czwartek.
A gdyby komuś z Was przyszedł do głowy pomysł, że jednak chce się narobić, nagnieść, nawycinać i nasmażyć to mam tu kilka propozycji z lat ubiegłych.
Mam to samo. W tym roku nie urządzam sobie autotortury.
OdpowiedzUsuńAle kupić kupię. I zjem, mimo żem na diecie. Ale przecież nie będę ryzykować nieszczęścia przez cały rok z racji niezjedzonego pączka! :D
Pozdrawiam serdecznie.
Otóż to, przybijam piątkę 😀
UsuńAle mi smaku narobilas tymi opowieściami!Ja też kupuję bo u mnie kupne sa bardzo dobre a smażyc nie lubię a w dodatku mam lenia:-)
OdpowiedzUsuńMnie też trochę przeraża ten zapach oleju... :) Ale główny powód to jednak obżarstwo. Czekam na jutro z niecierpliwością, na te kupne i mam nadzieję, że będę miała szczęście do dobrych :)
UsuńA ja nie lubię smrodku po smażeniu w całym domu i na sobie... A najbardziej lubię kupne- z advocatem i polewą czekoladową. Pozdrawiam ��
OdpowiedzUsuńNiestety, najlepszy pochłaniacz nie daje rady jak w domu smaży się pączki :)
UsuńMy mieliśmy wczoraj kupne, ale bardzo dobre i klasyczne: z różą, lukrem i skórką pomarańczową. Ale co do pączków... Mamy w okolicy cukiernię Marysieńka, która niedawno otwarła kawiarenkę. Wracając ze starszą córką z terapii SI, mąż często tam zagląda, bo córka stała się wielbicielką takich małych pączusiów. Do tego stopnia, że wpada do cukierni i od progu woła "Czy są pączucie na dwa gryzki?!". Jakbym tak zrobiła sama w domu takie pączucie na dwa gryzki, to czuję, że urosnę w jej oczach ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJagoda
PS
Ostatnio zrobiłam kurczaka w boczku z soczewicą i sosem szpinakowym... Pychota! :)
Tylko dlaczego dwa razy napisałam "pączucie" zamiast "pączusie"?... :D
OdpowiedzUsuńJagoda
Super historia :) Teraz możecie same w domu zrobić :) Choć jak sama pomyślę o tym zapachu smażonych pączków, pączusi i pączuci ;) to mi słabo... w tym roku więc odpuściłam ale nie powiem... zjadłabym też pączucia (też mi wychodzi z C a nie z S) na dwa gryzki :) Pozdrawiam!
Usuń