Print Friendly Version of this pagePrint Get a PDF version of this webpagePDF

CEWE - niespodzianka dla dzieci



Zanim napiszę o CEWE Fotoksiążce, którą zamówiłam dla dzieci, dwa słowa o kalendarzu, który przygotowałam hmm... no właśnie. Chyba dla siebie, ale może dla kogoś innego? Na razie nie wiem, ale wiem, że mam takie zrywy, że potrafię podarować coś komuś znając go ledwie 5 minut. Więc na razie kalendarz nabiera mocy i czeka na rok 2017. Do każdego miesiąca dobrałam potrawę zgodną z porą roku. W styczniu jest ciepłe śniadanie, w lutym - pączki,w kwietniu - baba wielkanocna, w lipcu -ciasto z owocami, w listopadzie - jesienne ciasteczka, a w grudniu - mince pies z choinką w tle.



CEWE Fotoksiążkę przygotowałam dla dzieci. Będzie to dla nich jeden z mikołajowych lub świątecznych prezentów. Czas szukania zdjęć do tego albumu obfitował w ochy i achy. Ile fajnych wspomnień uleciało z głowy... i jaki dobry to był czas. Maleńka Hania, dziecko książkowe, poukładane. Takie cztery lata spokoju w naszej wtedy trzyosobowej rodzinie. Taka cisza przed burzą, która nadeszła po przyjściu na świat Frania. Już sam wybór zdjęć był problemem. Przede wszystkim Hania ma ich milion. Mam jej albumy posegregowane na miesiące, a pierwsze trzy miesiące jej życia - podzielone na tygodnie. Hania pięknie spała, grzecznie się kąpała, jadła spokojnie, była bardzo czyściutka, jak już trochę urosła - poprawiała po nas buty w przedpokoju. A Franuś... zdjęć nie ma tyle ile siostra. A jak ma to większość poruszonych, bo ciężko było za nim nadążyć od samego początku. Hania zaczęła chodzić w 14 miesiącu życia, Franek pod koniec 11-go. U Hani wynikało to z ostrożności, u Frania wręcz przeciwnie. Nigdy nie zapomnę schodów zaryglowanych leżakami i walizkami, wyrwanego kaloryfera ze ściany (!) i uszkodzonych kontaktów. Dzięki zdjęciom przypomniałam sobie jak miałam powiązane szafki w kuchni... takie rzeczy uciekają jednak z pamięci. Teraz jest już o niebo lepiej :) Choć dalej czuję niepokój, kiedy w pokoju Frania cisza zapada na dłużej niż 5 minut.

Jestem wielką fanką wywoływania zdjęć i wklejania ich do albumów. Choć "jestem" to chyba źle użyty czas. Gdybym była konsekwentna, robiłabym to nadal... Mam albumy ze zdjęciami mojej rodziny, pierwsze zdjęcia pochodzą z ok. 1945 roku, mam z czasów młodości moich rodziców, mam całe moje dzieciństwo poukładane chronologicznie, czasy młodości i studiów. Mam osobny album z naszego narzeczeństwa, z pierwszą zrobioną przez Darka dla mnie kanapką, z rozpakowywania pudeł w pierwszym wynajmowanym mieszkaniu, z testem ciążowym i z naszą radością utrwaloną na fotografii tuż po zobaczeniu dwóch kresek. Mam w końcu album Hani z pierwszych kilku miesięcy. 

A później nastąpił czas komputerów, zdjęć robionych komórką, kart SD i przechowywania zdjęć na dysku twardym lub przenośnym. Zabrakło czasu na wywoływanie i mozolne wklejanie do albumu. I choć obiecywałam sobie często, że kiedyś do tego wrócę, to czas uciekał a ja dalej kolekcjonowałam i nadal kolekcjonuję zdjęcia cyfrowe. W tym roku jednak nastąpiła mobilizacja i po sympatycznej współpracy z CEWE, postanowiłam, że wezmę się do roboty i przygotuję dla dzieci wspólny album. 

Wiem, że wiele zdjęć, które się tam znalazły będzie dla nich zaskoczeniem, bo nie mają do nich dostępu na co dzień. Są pierwsze (wręcz bliźniacze) zdjęcia ze szpitala, z pierwszych chwil po urodzeniu, z dokładnym opisem o której godzinie się urodziły, jaki był planowany termin porodu a kiedy faktycznie przyszły na świat. Jest też data, kiedy po raz pierwszy przekroczyły próg naszego domu i kiedy postawiły pierwsze kroczki. Są zestawione zdjęcia Hani i Frania z pierwszej kąpieli, z pierwszego dnia w przedszkolu. Mają też zdjęcie zrobione dokładnie po 4 latach, w tej samej czapie Mikołaja. Hania siedzi jak posąg, Franek cieszy się całą paszczą i oczywiście jego zdjęcie jest lekko poruszone. I jest wiele innych wspólnych... Pokazuję Wam tylko fragment książki, która ma 34 strony. Tych zdjęć, o których pisałam wyżej jakoś pokazać nie umiem, wybaczcie. Za bardzo prywatne, nawet jak na prywatny blog ;) 


 


Ciekawa jestem, czy robicie tradycyjne albumy dla swoich dzieci. Ja mocno biję się w piersi, że to zaniedbałam. Teraz nadrabiam... :) 

Swoją CEWE Fotoksiążkę można zamówić TUTAJ.

4 komentarze:

  1. Rany Justys... mam mokre oczy zw wzruszenia a to przeciez nawet nie moje dzieci;-))) pomysł rewelacja... u mnie jest tak ze z ciazy z Patrycja i jej pierwszych lat mam bardzo dokładne albumy tradycyjne, potem nastapił zastój (kazdego roku obiecuje sobie ze zima wszystko posegreguje i wydrukuje, ale ze czesc zdjec jest odzyskana po awarii dysku to wszystkie sa meksymalnie wymieszane i na razie mnie to przerasta)... a potem nastapił kacperek i kazdy rok poczawszy od 2014 jest drukowany jako fotoksiazka... chociaz z tego roku to chyba dwie musze zrobic tyle mam materiału... Twoj pomysł z albumem na przyszłosc jest super, keidys wykorzystam... poki co kazde z nich ma swoje pamiatkowe pudełko do którego, oprócz pamiatek ze szpitala po urodzeniu czy chrztu wkładam karteczki z madrymi słowami, ktore pokazuja co naprawde jest w zyciu wazne, zeby się nie poddawac, ze złe chwile zdarzaja sie by docenic przychodzace po nich dobre... na razie to luzne wydruki ale kiedys chciałabym je ładnie wydac, mzoe wlasnie jako zlote mysli do takiego albumu ( dotychczas miałam plan odrecznych notatek, dla Patrycji w ksiazce "Kiedys" a dla Kacperka w "Jak bardzo Cie kocham)...
    ps.i mam gazetke Cewe z Toba na okładce:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, Edziab.. :) Podziwiam za wytrwałość! Pomysł z pudełkami jest super! Ja trzymam w szufladach, mam szufladę Hani i szufladę Franka. Figurki z tortu z chrztu, pierwsze karteczki na urodziny, zdjęcia z przedszkola, dyplomy, pierwsze body, pierwsze skarpetki :) Oczywiście opaski ze szpitala. Ale te karteczki z mądrymi słowami to jest genialny pomysł! A! I jeszcze mam zeszyty z pierwszymi słówkami, a raczej ich przeinaczeniami, np. hamomód zamiast samochód, pasgesti zamiast spaghetti :)

      Usuń
  2. My co roku taki kalendarz kupujemy dziadkom.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluje inwencji twórczej. Wszystkie mamy powinny brać przykład a nie iść na łatwiznę ;)
    Na przykład moją laurkę sprzed wielu lata mama wciąż trzyma a wszystkie bransoletki, perfumy, bluzki i inne bajery już dawno na śmietniku :)

    OdpowiedzUsuń

www.VD.pl
Copyright © bistro mama , Blogger