Wiosna na RODos :)
Czyli wiosna w Rodzinnych Ogródkach Działkowych! Tak, tak, dziś jest dzień, w którym postanowiłam pokazać na blogu nowy wątek w naszym życiu, który odciągnął mnie dość skutecznie od komputera, książek i ulubionej kanapy.
Wychowałam się na wsi. Od dzieciństwa wiedziałam, że będę kiedyś mieszkać w mieście. Najlepiej w bloku, gdzie jest ciasno, ludzie blisko i gdzie zawsze jest ciepło. Nie trzeba wstawać o 6 rano, żeby zdążyć na jedyny autobus do szkoły i można chodzić na zajęcia dodatkowe. Marzyłam o grze na skrzypcach i na marzeniach pozostało... choć dziś wiem, że tak miało być, to jednak wielka korzyść dla muzyki poważnej, że ja na tych skrzypcach nie nauczyłam się grać. A najbardziej z wszystkiego zazdrościłam dzieciom z miasta.... nie uwierzycie.... wakacji! Wakacji w mieście! Że mogą chodzić na odkryty basen dzień w dzień. Dla mnie to była wyprawa - raz w lipcu i raz w sierpniu.
Podczas wakacji na wsi MUSIAŁAM. Tak MUSIAŁAM. Chodzić z mamą grabić siano, motyczką obrabiać ziemniaki na polu, nosić wodę w konewkach na ogród, żeby podlać ogórki. MUSIAŁAM zrywać porzeczki i oddzielać je od tych wstrętnych giętkich zielonych gałązek, od których nie chciały się odczepić. MUSIAŁAM od czasu do czasu skopać ziemię w ogródku, w którym rosły tulipany, róże, piwonie i takie piękne kwiatki w kształcie serduszek, które kwitły tylko w maju.
Lubiłam za to wieczorem siadać na schodach i czuć zapach lipy, która rosła na podwórku. Lubiłam z innymi dzieciakami rwać bez, który rósł w ogródku sąsiadki. Lubiłam chodzić na czereśnie na tzw. drogę "rogożańską" i do lasku na młode orzechy laskowe. Kiedyś zapytałam mojego męża - mieszczucha od urodzenia - czy jadł kiedyś takie młode orzechy, prosto z leszczyny. Skorupka była miękka i jasnozielona, a sam orzech delikatny i mleczny w smaku. Powiedział, że nigdy. Lubiłam chodzić z bandą koleżanek i kolegów na sterty słomy. Robiliśmy w tych stertach tunele i labirynty, wyciągając jedną kostkę sprasowanej słomy po drugiej. Mogliśmy tam podusić się wszyscy, gdyby ta słoma się zawaliła. Boże, gdyby tak dziś moja 8-letnia Hania wpadła na podobny pomysł...
Dała mi ta wieś w kość jednym słowem. Jako nastoletnia pannica krzyczałam do mamy, że kurczaki to będę kupować w sklepie mięsnym! Ziemniaki też są w sklepach i będą już czyste i nie będę musiała ich kopać i czyścić z brudnej ziemi! I pomidory też będę sobie kupować, bo po co tak się męczyć jak wszystko można dostać, czasy komuny się skończyły! I nosiłam razem z nią wodę w konewkach lub wiadrach i podlewałam, psiocząc na czym świat stoi i myśląc o miastowych koleżankach, które pewnie ładnie ubrane spacerowały po oświetlonych ulicach i jadły lody z polewą truskawkową.
I tak sobie myślę.... że moje marzenia się spełniły. Zamieszkałam w mieście, wśród wygód wszelakich, ze 150 kanałami w TV, ciepłą wodą w kranie. I choć zarzekałam się zawsze, że mieć będę kuchnię nowoczesną, kanapę ze skóry i stolik kawowy ze szkła, to ta dziewczynka ze wsi jednak wzięła górę i mam - jak to mówi Hania - starożytne meble, starożytną podłogę i wszystko inne też starożytne. I często powtarzam mojemu mężowi, że tęsknię za życiem na wsi. Ale nie marzę o domu nowoczesnym, z żywopłotem wyciętym w geometryczne bryły i trawniku, którego nie powstydziłby się klub piłkarski i niebieskim basenie w upalne lato. Tęsknię za dzikim sadem, za starymi pobielonymi drzewami owocowymi, za grządkami, których trzeba doglądać, podlewać i przerywać. Za truskawkami zrywanymi prosto z krzaczka. Za grzebaniem w ziemi i trawą nierówną, gdzie krety mieszkają i inni bracia mniejsi.
I mam teraz małą namiastkę. Mam działkę :) Cieszę się jak dziecko! Robię rowki na nasiona i mam od razu dziesięć obrazków z dzieciństwa pod powiekami. Siałam warzywa z mamą. Teraz moje dzieci sieją ze mną. Na razie robią to bardzo chętnie, co widać, na załączonych obrazkach. Mąż mieszczuch został bohaterem na własnej działce. Wiele rzeczy zrobił sam po raz pierwszy w życiu i widzę jaki chodzi dumny, zdjęcia robi, wysyła do kolegi.
Działkę kupiliśmy od Pana Henryka, emeryta. Zdrowie nie pozwoliło mu, żeby na tym cudnym kawałku ziemi spędzić kolejne lata. Widziałam jak ciężko mu się rozstać z tym
miejscem i ile dla niego znaczyło. I że chce ją oddać w dobre ręce...Mam nadzieję, że damy radę i będzie Pan, Panie Henryku, zadowolony! Co chwilę obserwujemy jak nowe rośliny budzą się do życia. Ten rok jest
na pewno wyjątkowy, bo widzimy suche gałęzie i jeszcze nie wiemy co to
jest. Powoli poznajemy, że to jabłoń, śliwa, wiśnia. Na rabatach jedne kwiaty przekwitają, drugie kwitną, trzecie się szykują, a czwarte
jeszcze pewnie z ziemi nie wyszły. Jestem absolutnie szczęśliwa!
marzec 2016 |
Jedni pracują, drudzy odpoczywają |
chill & work |
Kwiaty.... tyle niespodzianek, a ile jeszcze przed nami! |
Plony... za tym tęskniłam! |
Na zdjęciach - ciasto maślankowe z rabarbarem i kruszonką. Z TEGO przepisu.
Uśmiałam się do łez :) Do pewnych spraw trzeba dojrzeć i mam dokładnie tak samo. Pozdrawiam serdecznie, A.
OdpowiedzUsuńO tak! Właśnie teraz dopiero to rozumiem :)
UsuńJej, nie wytrzymam, bo jakbym ja to pisała :-))) Jak byłam mała a tego pola było dużo, to strasznie psioczyłam, że teraz siano takie, a później takie, że raz te ziemniaki trzeba sadzić a już za chwilę kopać, że tę słomę trzeba grabić. Dopiero jak przyszły w miarę wszystkie maszyny to odetchnęłam ;-) Ale do historii (przynajmniej wśród sąsiadów) przeszedł mój płacz na huśtawce, że nie pójdę do pola, bo 'nie jest moje, nie jest dla mnie zapisane!!' ;-) Wszyscy mi to wypominają :-) No to od kilku lat mam swoje pole, swoją działkę i już kombinuję jak by ją skutecznie ogrodzić przed dzikami i jaki domek całoroczny zbudować, żeby móc uciekać z miasta w każdą wolną chwilę. A jeszcze nie mając na swojej nic zrobione molestuję mamę (jej słowa) o kolejną szklarnię na pomidorki, o kolejny rządek cukinii, o kolejne maliny. Także ten... Niech żyje RODos!!! ;-)
OdpowiedzUsuńJakże mi miło, że nie jestem sama w tych swoich odczuciach! :) To były czasy! Ale dopiero teraz potrafimy docenić chodzenie po kłujących ścierniskach, bez komórek i facebooków :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńHa ha ha .. tez od sierpnia posiadam działkę w ROD i też ta wiosna wyjątkowa bo wszystko mnie zachwyca. I nawet warzywa zaczęłam siać choć odgrażałam się że ja tylko rekreacyjnie. A teraz rekreacyjnie pielę maliny, doglądam borówki i sadzę pomidory.
OdpowiedzUsuńPs. W dzieciństwie też wiele prac rolniczych mnie nie ominęło.
Czy to już starość w naszym wydaniu? Że docenia się takie rzeczy? Tak się z mężem śmiejemy... a tak na poważnie to myślę, że to en czas w życiu, kiedy kanapa i tv przestają wystarczać :)
UsuńWielu rzeczy zarzekamy się jako dzieci/nastolatki, a potem jako dorośli, po latach zmieniamy zdanie :) Tak to już jest :) Ja od dziecka mieszkam w mieście i chciałabym mieszkać na wsi, hodować kury ( choć wtedy pewnie przestałabym jeść drób), mieć swoje drzewa owocowe, trochę grządek, przestrzeń i świeże powietrze. Na razie jest jak jest, mieszkam w mieście, ale jeżdżę czasem na działkę na wieś, gdzie rodzice co roku sadzą warzywa, co jest dla nich powrotem do młodości i tęsknią za tym w zimne miejsce miesiąca :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się całkowicie i tylko się zastanawiam czy nasze dzieci będą kiedyś miały tak samo :)
UsuńTwój post wywołał uśmiech na mej twarzy :) ja mieszczuch cały rok czekałam na wakacje by móc pojechać na 2 miesiące na wieś. Zazdrościłam dzieciakom ze wsi ich dorosłych obowiązków i chętnie im pomagałam :)ale nie przepadałam za pracami w rodzinnym ogrodzie;)
OdpowiedzUsuńCzyli wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma :)
Usuń