Kotleciki mielone z pęczakiem
Gotować lubię, tego się nie wyprę :) Ale są takie dni, kiedy nie mam ani pomysłu, a czasami też ochoty, na stanie w kuchni i mieszanie w garnkach. Czasami od razu po pracy muszę odprowadzić Hanię na tańce, albo wracamy razem do domu i mam 40 minut, żeby coś ugotwać, zjeść i lecieć dalej, bo z dnia poprzedniego niewiele w lodówce zostało. Czasami idę z nią coś zjeść "na wagę".
Nie narzekamy. Obie wybieramy to, co lubimy (ona: ryba, kluseczki i czerwona kapusta, a ja szpinak, kasza gryczana i również ryba). I
pogadać razem fajnie możemy.
Z dwójką dzieci rzadko chodzimy do restauracji. Jeżeli całą rodziną, to najczęściej latem i tam, gdzie jest ogródek i trochę miejsca dla dzieci. Wśród opolskich lokali wygrywa Radiowa. W centrum, z pięknym zielonym ogrodem, z pasującym nam menu. Można usiąść, mieć dzieci na oku i chwilę odpocząć, zanim obiad zostanie podany. Do restauracji (do środka) raczej z dziećmi nie chodzimy. Za dużo kosztownego stresu... :) Znamy naszą ukochaną dwójkę i dobrze wiemy, że nie ma czegoś takiego jak spokojne zamówienie dania z karty, a następnie zatopienie się w rodzinnej rozmowie, w oczekiwaniu na podanie obiadu, przy pięknym i głębokim głosie Diany Krall gdzieś w głośnikach. He he :)
Już w pierwszej minucie odzywa się pierwsze: tato luuuudzi mi się! (Franek jeszcze nie poznał słowa "nudzi", a my go nie poprawiamy, bo ja baaaardzo lubię te przeinaczenia). Za chwilę odzywa się drugie: długo jeszcze??? Ja nie chcę ryby! Ja nie będę jadł mięska! Nie zamawiaj mi nic zielonego! Przy tej całej dyskusji trzeba jeszcze uważać na samościągające się obrusy i samobujające się krzesła... Och, zapomniałabym dodać. Czasami zamówiony sok, woda czy inna zupa też same potrafią się wylać... Tak więc dla dobra własnego portfela, dla dobra własnego zdrowia psychicznego i w trosce o zdrowie innnych - jadamy raczej w domu. Ewentualnie stołujemy się u teściów :)
Marząc więc o pięknie podanym daniu w restauracji, zjedzonym w ciszy i spokoju, zapraszam Was na kotleciki zrobione w części "z wczorajszego obiadu". Mówiąc wprost: z resztek kaszy jęczmiennej, z którą nie wiedziałam co zrobić a szkoda było wyrzucić. Za chwilę wykorzystałabym ją pewnie w kutii, ale to jeszcze trochę czasu ;) Do tego cała reszta jak do klasycznych kotletów mielonych. Wyszło lepiej niż się spodziewałam!
- 500 g mięsa mielonego (wieprzowego lub wołowo-wieprzowego)
- 1szklanka ugotowanej kaszy jęczmiennej pęczak
- 1 jajko
- ok. 3 łyżki bułki tartej
- ½ szklanki ciepłego mleka (lub wody)
- 1 nieduża cebula
- 1 ząbek czosnku
- ulubione zioła świeże lub suszone (tymianek, mięta, koperek)
- sól, pieprz do smaku
- 2-3 łyżki bułki tartek
- masło + olej do smażenia (pół na pół)
- Kaszę płuczemy na sicie, a następnie gotujemy, aż będzie miękka. Gotuję ją w proporcjach: ½ szklanki suchej kaszy na 1 szklankę osolonej wody, do tego 1 łyżeczka masła. W razie potrzeby, gdy kasza jest gęsta ale jeszcze twarda, dolewam trochę wody. Odstawiamy do wystudzenia.
- Cebulę kroimy w bardzo drobną kostkę (można ją lekko podsmażyć, ja dodaję surową). W tym czasie tartą bułkę namaczamy w ciepłym mleku.
- W większej plastikowej misce mieszamy: mięso, ugotowaną kaszę, posiekaną cebulę, namoczoną tartą bułkę, starty ząbek czosnku oraz zioła. Całość dokładnie mieszamy (za pomocą ręki lub drewnianej łyżki) i doprawiamy do smaku solą oraz pieprzem.
- W rękach formujemy kotleciki, obtaczamy w niewielkiej ilości bułki tartej i smażymy na złoty kolor (do smażenia wszelkich kotletów używam oleju rzepakowego pół na pół z masłem klarowanym).
- Jako dodatki proponuję sałatkę z buraczków albo z kiszonej kapusty.
- Smacznego!
Ale fajny przepis musze spróbować :)
OdpowiedzUsuńSpróbuj :)
Usuńmy też jadamy w domu lub teściów, choć nie ma jak pogoń między stolikami za trzylatkiem!
OdpowiedzUsuńkotleciki u nas lubi każdy więc na pewno pomysł dorzucenia kaszy do środka wykorzystam :)
Pogoń między stolikami jest nie na moje nerwy :D Kotleciki polecam!
UsuńPyszne muszą być z dodatkiem kaszy! Chętnie spróbuję :)
OdpowiedzUsuńZawsze to też jakiś sposób na przemycenie tej kaszy niejadkowi :)
UsuńPrzepiękna ta piramida kotlecikowa...
OdpowiedzUsuńCo do restauracji : wybierz się do niej z mężem ,dzieci zostaw u teściów :-)
Serdeczności BM.
Tak właśnie raz na jakiś czas robimy, ale to i tak chyba za rzadko... nie te nasze bączki tylko trochę podrosną :)
UsuńNo to ja dziś próbuje ;) do smaku dodam kapary.
OdpowiedzUsuńNooo z kaparami to już zupełnie inna jakość :)
UsuńNo to ja dziś próbuje ;) do smaku dodam kapary.
OdpowiedzUsuńja kiedyś nie miałam żadnej buły do namoczenia i wzięłam płatki jęczmienne które zalegały w szafce i je ugotowałam w wodzie, wystudziłam i dodałam do mięsa, od tamtego dnia nie robię już inaczej mielonych;)) Aga
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka z pracy właśnie tak robi :) Dodam kiedyś i ja!
Usuńdodaje ryz a Ty zainspirowalas mnie pęczakiem :) Platki owsiane na stale zastapily u mnie bułę :)
OdpowiedzUsuńOooo.. a ja o ryżu nie pomyślałam :) Dobre! Wykorzystam myślę :) A dziś mi kasza gryczana po obiedzie została, też pewnie by pasowała.
Usuńz ryżem robiła moja Mama zawsze, ale jeśli nie będzie rozgotowany na paćkę to widać i czuć ziarenka i już wtedy niejednego chłopa nie oszukasz że to samo mięso;)Aga
UsuńSpróbuję trochę pooszukiwać :)
UsuńA ja mam w domu Ojca - tradycjonalistę. W środę zrobiłam mielone, zastępując bułę - amarantusem. Tata wychwalił, że przepyszne, i że w końcu bez udziwnień. Kiedy powiedział to po raz trzeci, pokazałam mu torebkę z tajemnym dodatkiem. Mina Taty... bezcenna;) Holka
OdpowiedzUsuńTakie historie są najlepsze! :) Mój teść od zawsze powtarza, że nie lubi czosnku i już, a tzatzikami zajada się tak, że uszy mu się trzęsą :)
Usuń