Rzecz o gubieniu kilogramów :)
Tajemnicą nie jest, że schudłam. Wiedzą o tym znajomi, bo spotykamy się na co dzień albo od święta (wtedy to WOW jest większe), bo piszę o tym na prywatnym FB i na fp bistro mamy. Publikuję też zdjęcia na Instagramie i używam aplikacji endomondo:) Zastanawiałam się jak nazwać ten post, jakby nie było - bardzo osobisty. Myślałam o czymś takim: "jak straciłam x kg" albo "moja walka z kilogramami", ale jakoś mi to nie leżało. To był raczej spacer, wolny i długi, który trwał przez kilka naprawdę fajnych i bardzo dobrych dla mnie miesięcy. Podczas tego spaceru ani się nie zmęczyłam, ani nie wróciłam na starą drogę. I przyniósł mi wiele pozytywnych zmian.
Wróciłam do mojej wagi ślubnej, czyli sprzed prawie 10 lat. Po drodze urodziłam dwoje dzieci i oddawałam się niekoniecznie najzdrowszym pokusom kulinarnym. Do tego brak większej aktywności fizycznej, słuszny wiek, w którym to metabolizm spowalnia, włosy zaczynają siwieć, a pod oczami pojawiają się coraz bardziej widoczne cienie i zmarszczki.
I to jest tak, że tego nie widzisz. Te kilogramy włażą na Ciebie w nocy, gram po gramie, wydaje Ci się, że ciągle wyglądasz tak samo, a tylko waga coś szwankuje, zaczynasz nie dopinać ulubionych spodni, a z szafy wyciągasz coraz szersze i smutne czarne swetry. Z tego okresu pokażę Wam dwa zdjęcia, na resztę sama nie chcę patrzeć. Nawet niewiele ich mam, bo wiecie jak to jest? Kiedy już czujesz, ze jest Cię za dużo, to unikasz aparatu, a jak już godzisz się na zdjęcie, to chowasz się za dziećmi albo za całą rodziną... :)
sierpień 2014 kwiecień 2015 |
sierpień 2014 sierpień 2015 |
Moment przełomowy przyszedł wtedy, gdy:
- musiałam kupić nowe spodnie, a dziś żałuję, że je wywaliłam kilka miesięcy temu, bo z satysfakcją bym je teraz przymierzyła,
- mój syn, pokazując na plakat wyborczy jednej pani, powiedział: mamo, to ty! Pani ma przynajmniej 50 lat i niestety, nie mogłam powiedzieć, że to porównanie mnie ucieszyło, wręcz przeciwnie...
Zanim jednak napiszę całą resztę, muszę powiedzieć co mnie tak naprawdę gubiło. Przy okazji pamiętaj proszę, że to tylko moja historia i wcale nie jest powiedziane, że inny żywy organizm będzie reagował podobnie :)
1. POSIŁKOWY BAŁAGAN
Rano nie jadłam albo jadłam. W zależności od tego, o której wstałam i ile miałam czasu. A jak już jadłam to chleb tostowy z masłem orzechowym i dżemem, rogalika albo drożdżówkę. W pracy nie umiałam kompletnie zorganizować się ze śniadaniami. Brałam owoce, jogurty, serki wiejskie, pomidory, kabanosy, coś co zostało mi z obiadu z dnia poprzedniego, jakąś sałatkę, ciastka, które upiekłam itp. Oczywiście nie wszystko na raz, ale często wyglądało to tak, że w trakcie pracy podjadałam cały czas. Nawet kanapkę potrafiłam jeść przez półtorej godziny. Mój żołądek nie miał żadnych szans na odpoczynek. Efekt był taki, że chodziłam albo wiecznie głodna albo wypchana i ciężka (w zależności od dnia co tam w siebie ładowałam). Kiedy wracałam do domu (to był mój największy problem), pierwszą czynnością, zaraz po umyciu rąk, było otwarcie lodówki albo tzw. "słodkiej" szafki. I tak leciało: pasek czekolady, plasterek sera pleśniowego, tu plaster salami... Zaczynałam gotować obiad, a kiedy obiad był już gotowy, ja byłam pełna, bo zdążyłam się zapchać śmieciami. Ale jak? Obiadu ciepłego nie zjeść? Jadłam więc obiad, robiłam później sobie kawę i węszyłam znowu za czymś słodkim. Raz było, raz nie, ale wieczorem, kiedy dzieci już spały, zawsze coś opędzlowałam z tej "słodkiej" szafki.
Pewnie niejedna osoba ma pierwsze oznaki niestrawności po przeczytaniu tego tekstu i myśli sobie: jak tak można? Więc mówię: niestety, można... choć nie powiem, bywały też lepsze dni :)
2. DROŻDŻE, BIAŁE PIECZYWO I CZEKOLADA
Nigdy nie ukrywałam: kocham drożdże, knedle, chleb, pierogi i kluski śląskie. Kocham czekoladę, żeby nie napisać ogólnie "słodycze", bo ta czekolada to jednak jest taka NAJ. Silnej woli najczęściej starczało mi na dwa dni... I choć zawsze lubiłam żywieniowe eksperymenty (w tym również te zdrowe), to ginęły one pod kołdrą innych słodkich pokus, które stawały na mej drodze. A kiedy teściowa na stole stawiała kluski śląskie, to już nie było zmiłuj. Nawet ona wiedziała, że kluseczki to ja kocham i jak widziała, że mam ostatnią na talerzu, to od razu dwie kolejne lądowały na dokładkę...a ja nie odmawiałam. A kiedy odmawiałam, od razu padało pytanie; no co ty, odchudzasz się?
3. ZERO NUDY RUCHU
Nigdy nie byłam bardzo szczupłą osobą. Nigdy nie przepadałam za katowaniem się ćwiczeniami. Był czas, kiedy z przyjemnością chodziłam na aerobik, na aqua-aerobic, na rowery (indoor cycling). A później urodziłam jedno dziecko i największą przyjemność odnajdowałam w kilkugodzinnych spacerach. Wróciłam do fajnej wagi i sama nie wiedziałam, kiedy to się stało. Później był powrót do pracy i 8-godzinny tryb siedzący. Śniadania, o których pisałam wyżej i waga zaczęła iść w górę. Kiedy byłam w drugiej ciąży, z niecierpliwością czekałam na spacery z wózkiem i na spadek nadprogramowych kilogramów. Niestety, Franek nie był dla mamy tak łaskawy jak Hania. Nie chciał w wózku ani spać, ani leżeć i spacery z nim były krótkodystansowe i często na włączonej syrenie. Ciężko mi było zmobilizować się i ruszyć na siłownię, aerobik. Z jednej strony nie chciałam zostawiać męża z dwójką, która potrafiła dać do wiwatu, jak tylko wrócił z pracy. Z drugiej - jak ta dwójka poszła spać, to o 21-ej średnio chciało mi się wychodzić z domu... A w domu ćwiczyć nigdy nie umiałam.
1. WSZYSTKO ZACZYNA SIĘ W GŁOWIE
Nie napiszę tutaj nic nowego. Zmiana nawyków żywieniowych (można to nazywać dietą) zaczyna się najpierw w głowie, później na talerzu. Trzeba naprawdę bardzo chcieć i widzieć zmianę oczami wyobraźni :) Są tacy, którzy mają silną wolę i świetnie radzą sobie sami, choć najczęściej oni nie potrzebują zrzucać zbędnych kilogramów. Są tacy, którzy walczą i nie poddają się mimo przeciwności losu. Są w końcu i tacy, którzy pierwsze niepowodzenie zajadają podwójnie. Dlatego napiszę wprost - jeśli wiesz, że może być ciężko, bo niejedna próba już za Tobą, ZRÓB TO! Idź do dietetyczki. Ona Cię spionizuje, nagada, zawstydzi... i na pewno zmotywuje tak, że będzie Ci łysko przyjść następnym razem i nie schudnąć. Jeśli sama nie jej nie masz, to dietetyczka będzie Twoją silną wolą! Ja to zrobiłam i to była jedna z moich najlepszych decyzji w 2014 roku!
Podpowiem, że jesień jest idealną porą roku na podjęcie wyzwania. Nie zaraz po Nowym Roku, nie wiosną, nie tuż przed wakacjami. Teraz, właśnie TERAZ jest ten czas, który pozwoli na regularne, stopniowe i zdrowe zrzucanie zbędnego balastu! Ja chudłam od listopada 2014 do maja 2015, teraz waga fajnie się utrzymuje. A na wiosnę ludzie Cię nie poznają. Uwierz, bo wiem co mówię :)
2. DIETA CUD?
Nigdy wcześniej nie byłam na żadnej diecie. Ok, skłamałam... byłam raz przez dwa dni na diecie kopenhaskiej. Uległam modzie i niestety, już drugiego dnia jedzenia sałaty wisiałam z głową nad muszlą klozetową. Nie umiem się zmuszać do jedzenia posiłków, na które nie mam najmniejszej ochoty i nie umiem trzymać się sztywnych diet. Nie chciałam przez dwa tygodnie jeść tylko jajek i szpinaku, żeby po tym czasie pochłonąć tabliczkę czekolady w ciągu trzech minut. Byłam gotowa na duże zmiany nawyków żywieniowych. Byłam gotowa na długą i wyboistą drogę po własne zdrowie i lepsze samopoczucie. W końcu byłam gotowa na przewartościowanie paru spraw we własnej głowie i poukładaniu wszystkiego na nowo.
Zaczęłam jeść 4 lub 5 posiłków dziennie, dopasowanych do mojego rytmu dnia:
Weekendy nie należą do najłatwiejszych, zawsze pojawiają się jakieś pokusy w postaci ciasta u teściowej, alkoholu na imprezie czy wspólnego wypadu na lody z rodziną :) W dni robocze jest znacznie łatwiej utrzymać dietę.
Nie zrezygnowałam ani z glutenu, ani z mleka. Ograniczyłam pieczywo, białą mąkę. Nabiał jem cały czas tak samo, jedynie odstawiłam wszystkie kolorowe jogurty na rzecz naturalnego, a do kawy dolewam zwykłe 2% zamiast śmietanki czy mleka zagęszczonego.
- I ŚNIADANIE (godz. 7.00)
- Rano piję kawę z mlekiem bez cukru. Najczęściej jest to pierwsza i ostatnia kawa w ciągu dnia. Nauczyłam się jeść śniadania w domu. Często jest to jajecznica lub kromka chleba żytniego pytlowego (od Wodnickiego lub Konfisza) z plastrem szynki i pomidora lub z plastrem twarogu i chrzanem, albo z twarogiem, orzechami i miodem.
- II ŚNIADANIE (godz. 10.00 - 10.30)
- Drugie śniadanie jem w pracy. Najczęściej jest to jogurt naturalny lub grecki, do tego domowa granola lub ulubione musli, które kupuję w Rossmannie (dobra kaloria), do tego pół łyżeczki płynnego miodu i sezonowe owoce (maliny, jeżyny, wcześniej truskawki, teraz śliwka, banan, brzoskwinia). W pracy piję też dużo wody, w domu już gorzej :)
- LUNCH (godz. 13.30 - 14.00)
- Nie przepadam za tym słowem, ale ono najlepiej oddaje to, co co jem w pracy jako mój trzeci posiłek w ciągu dnia. Często jest to sałatka, odgrzana zupa (w pracy mamy mikrofalówkę), a czasami resztka obiadu z poprzedniego dnia (np. mięsko, zapiekanka, makaron z sosem, curry, kasza z warzywami itp.).
- OBIAD (ok. godz. 17.00)
- Dzięki temu, że jem konkretny posiłek w pracy, do domu wracam syta i nie zaczynam od podjadania. Zaczynam po prostu przygotowywać obiad. I tutaj różnie: mięso (w tym też panierowane), spaghetti, zapiekanki z dodatkiem warzyw, naleśniki (ja wtedy jem ze szpinakiem, reszta rodziny najczęściej na słodko).
- KOLACJA (19.00 - 19.30)
- Kolacja to taka zapchaj dziura. Za późno na wszystko co słodkie (owoce jem tylko rano, a najpóźniej do godziny 16.00), szukam więc w lodówce np. kabanosa, serka wiejskiego, pomidora ze szczypiorkiem, sardynek w pomidorach.. :)
Weekendy nie należą do najłatwiejszych, zawsze pojawiają się jakieś pokusy w postaci ciasta u teściowej, alkoholu na imprezie czy wspólnego wypadu na lody z rodziną :) W dni robocze jest znacznie łatwiej utrzymać dietę.
Nie zrezygnowałam ani z glutenu, ani z mleka. Ograniczyłam pieczywo, białą mąkę. Nabiał jem cały czas tak samo, jedynie odstawiłam wszystkie kolorowe jogurty na rzecz naturalnego, a do kawy dolewam zwykłe 2% zamiast śmietanki czy mleka zagęszczonego.
3. MOTYWACJA
Jeżeli nie masz motywacji, nie warto nawet zaczynać... A motywacja może być rożna. Zamknij oczy i pomyśl. Dla mnie to był rozmiar 38 i wymiana garderoby na nową :) A dla Ciebie? Komplement męża, chłopaka, znajomej? Dzieci, które zyskają o kilka lat młodszą mamę? Może reakcja koleżanek z pracy a może pieniądze, które musisz zapłacić za wizytę u dietetyka? Osiągnęłam swój wymarzony rozmiar 38, mniej nie potrzebuję. Zamieniłam workowate 42 na dopasowane 38. A fakt, że rozmiar L najczęściej bywa na mnie za duży to najlepsza nagroda na świecie. Do tego dochodzą komplementy męża, znajomych. Niedawno spotkałam kolegę, który powiedział: to jednak prawda! Ale żeby nie było tak słodko napiszę Wam jeszcze, że są i tacy, którzy słowem nie skomentują Waszej zmiany. Albo ich to zupełnie nie obchodzi i nie ma co się dziwić, albo prędzej im język uschnie niż powiedzą komuś komplement (zazdrośni jacyś, czy co?).
4. ZERO RUCHU NUDY!
Ruszenie czterech liter z kanapy to moja największa pięta Achillesowa... Czego to ja nie próbowałam. Kiedy prawie rok temu podjęłam moje wyzwanie, zaczęłam ćwiczyć w domu. Była Ewa Chodakowska i jakaś inna pani. Dwa razy. Była próba z zumbą, ale coś nie podeszło. I wtedy w pracy stał się cud :) Okazało się, że musimy się przenieść w inne miejsce. Jedni się cieszyli (bo mieli bliżej, bo jest parking pod pracą), inni psioczyli. W tym ja - bo dalej, a do tej pory do pracy miałam 10 minut na piechotę. Bo na końcu miasta gdzieś, jak to połączyć ze szkołą Hani, żłobkiem Franka. Zacząć jeździć samochodem? Autobusem miejskim? Poszłam na piechotę i włączyłam Endomondo. Równe 3 km w jedną stronę i jakieś 30 minut w średnim tempie. Wróciłam też na piechotę. Na drugi dzień miałam zakwasy, ale też poszłam na piechotę. Chodzę do dziś i twierdzę, że to jedna z lepszych rzeczy, które mogły mi się przytrafić. Słucham audiobooków albo muzyki, na którą zwykle brakuje czasu. Po drodze na straganie kupuję owoce, mam czas na przemyślenie paru spraw, które w ciągu dnia gdzieś umykają. Samochodem jadę tylko wtedy, kiedy muszę coś przewieźć. Zaczęłam trochę biegać, ale naprawdę trochę :) Maksymalnie 4 km, bo więcej na razie nie daję rady. Ale najważniejsze dla mnie było to, że podczas urlopu potrafiłam rano wstać, ubrać się i pójść nad morze pobiegać. Satysfakcja przeogromna! A w hotelu kilka razy skorzystałam z siłowni (nigdy, ale to nigdy wcześniej nie miało to miejsca).
5. UWIERZ W SIEBIE!!!
Ktoś, kto czyta ten tekst być może uśmiecha się pod nosem. Jeden pomyśli: i czym tu się chwalić. Drugi powie: i po co ona tak to przeżywa? Trzeci skomentuje do wspólnej znajomej: ja na jej miejscu nie mogłabym się tak obnosić. A czwarty powie: super! Ja też tak chcę!
Kiedyś przeczytałam słowa, których autorem jest Arystoteles i za każdym razem uśmiecham się do siebie, kiedy o nich myślę:
Jeżeli chcesz uniknąć krytyki:
nic nie mów, nic nie rób, bądź nikim!
Więc co wybierasz? Bo ja już wybrałam i mam nadzieję, że ten wpis komuś pomoże podjąć decyzję!
Zajmij się tym, co jest po Twojej stronie i nie patrz na innych. Zyskiem jest poczucie wolności. To bardzo dużo i bezcenne!
I nie dotyczy tylko jedzenia :)
P.S. Schudłam 14 kg :)
Postscriptum
Pisałam ten post przez trzy tygodnie, uzupełniałam, wykreślałam... a i tak nie napisałam wszystkiego :)
I dziś wyszło z Waszych pytań. A więc:
- Miałam, jak każdy człowiek walczący ze słabościami, mniejsze i większe KRYZYSY.
- Do mniejszych należały wieczorne napady nie głodu, ale zachcianek (kto tego nie zna?). Robiłam wtedy sobie dużą herbatę rooiboos, odpalałam laptopa i siadałam do bloga. Byleby dalej myślami od własnej lodówki. Wspomnianą herbatę bardzo Wam polecam, w zimie zamiast wody, piłam głównie ją.
- Większe kryzysy to np. święta i zastawiony stół, okres między świętami a Nowym Rokiem, imieniny teściowej. Pamiętam, że podczas Wigilii spróbowałam wszystkiego, ale nie objadłam się. Ciasta na święta upiekłam tylko dwa i żeby zaspokoić zmysł smaku - jadłam ciasto np. zamiast drugiego śniadania. Ale to tak zupełnie w ramach wyjątku :) Przytyłam po świętach kilogram, ale szybko się z nim rozprawiłam. Bo nie dajmy się zwariować, czasami warto :)
- A podczas rodzinnych imprez, najczęściej wybierałam sernik. Natomiast podczas wyjazdów, nieocenione okazały się bary z jedzeniem "na wagę".
- Dietetyczka, do której chodziłam to przesympatyczna i ciepła kobieta, przed którą był mi wyraźnie wstyd polec... Wszelkich informacji udzielę w informacji prywatnej, choć myślę, że już dziś telefon PANI DOMINICE się urywał :) Nie korzystałam z żadnych SUPLEMENTÓW wspomagających dietę, jadłam praktycznie tylko to, co sama przygotowałam.
- Do pracy chodziłam na piechotę też zimą, ale jak już wiało to jechałam autobusem.
- Na wszystkie komentarze i pytania odpowiem, nie wyobrażam sobie inaczej! Tylko dziś ich trochę przyszło, ale to mnie akurat bardzo cieszy :)
- Kardigan jest z New Yorkera w rozmiarze S:) Jeszcze nie jest mój bo nie wiem czy ten czy cieplejszy jakiś sobie kupić :)
- Jeśli coś jeszcze mi się przypomni, będę dopisywać właśnie w tym miejscu :)
Justyś, Ty wiesz jak podziwiam - jesteś mistrzynią! Każdy kto kiedykolwiek pilnowal diety i zmieniał nawyki wie że to nie takie "hop siup" przestawić sobie wszystko w głowie i sie tego trzymać. Więc raz jeszcze tutaj- gratuluję :D
OdpowiedzUsuńPS. Najbardziej podoba mi się "Zobacz także" pod tym wpisem: bułeczki pszenne, pizza i chałka. Hyhy ;)))
Ola... dziękuję. To Ty jesteś mistrzynią, od której wiele chciałabym się jeszcze nauczyć!
UsuńP.S. W "Zobacz także" chyba jest rotacja... na szczęście :)
Fantastyczna zmiana, wyglądasz pięknie, optymistycznie i mega szczęśliwa :) Prawdą jest że jak się chce to można wszystko, tylko gubi nas lenistwo.
OdpowiedzUsuńO tak!!! I jak się fajnie zrymowało! Zapamiętam to sobie :)
UsuńPięknie Pani z tą przemianą! Gratuluję i dziękuję za miłą lekturę. Uwielbiam Pani przepisy, ale jeszcze bardziej wpisy;)
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo dziękuję... te wpisy są często dla mnie trudne- w takim znaczeniu, że sama biję się z własnymi myślami, czy powinnam tak bardziej osobiście czy jednak nie... Ten wpis udowodnił, że warto czasami :)
UsuńJa dlatego lubie Twoj blog, bistro mamo, ze sa te osobiste wpisy. Sa takie w sam raz, ani nie za intymne, ani tylko kucharskie. Kiedy cos gotuje z Twojego przepisu, to mam wrazenie ze gotuje z ta sama pozytywna energia, ktora bije z Twoich wpisow - a ja akurat na temat gotownia odebralam w rodzinnym domu jakis taki negatywny przekaz, ze gotowanie to taka kobieca meczarnia. Wiec fajnie to odkrecac :)
UsuńD M
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Aż przeczytałam komentarz na głos mężowi :)
UsuńOjej, jak sie ciesze :)
UsuńA wydawalo mi sie to tak oczywiste, ze o maly wlos bym nie napisala, a jak juz napisalam, to o maly wlos nie wyslalam...
D M
Wspaniała przemiana. Gratulacje przeogromne. Jestem pewna że do nie jednej osoby dotrze;)
OdpowiedzUsuńNiech tak będzie! Dziękuję :)
UsuńGratuluję, jestem w trakcie zmiany nawyków i jest... Ciężko ;) Mam jednak nadzieję, że się uda.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, choć wiem, że wymaga to sporej mobilizacji :)
UsuńWow, to naprawdę imponująca historia. Z całego serca gratuluję, bo wiem, jak taka zmiana może zmienić człowieka - nie tylko wizualnie, ale i psychicznie. :) Bo najważniejsze to czuć się komfortowo ze sobą w swoim ciele.
OdpowiedzUsuńTak,,, a tego komfortu już nie miałam. Ale za to teraz... :) Jest naprawdę dobrze!
UsuńJusia, wspaniały wpis. Dziękuję Ci za niego i za porady i kopie jadłospisów i wzorzec do naśladowania.
OdpowiedzUsuńChudnąć z Tobą to prawdziwa przyjemność ;-)
Dorota.
Dorotka, to ja tenkju, senkju, dzenkju!!! Jesteś wzorem absolutnym dla wszystkich matek, kucharek, pan domu i mężatek!
UsuńFantastyczny spacer do samej siebie. Czytałam i miałam wrażenie, że opisałaś moją historię. Podpisuję się pod każdym Twoim zdaniem. Jest to 100% metoda na sukces. Dodam tylko, że super wyglądasz w krótkich włosach. Piękna metamorfoza! Brawo! Moje gratulacje!
OdpowiedzUsuńDużo dziś otrzymałam wiadomości, że tak zaczyna się historia wielu osób... Dziękuję Ci z całego serca Monika ♥
UsuńGratuluje, ogromnie gratuluje. Zazdroszczę i.... czuję się zmotywowana. Z ruchem mam to samo, wolę posiedzieć przed komputerem i pograć. A tu może jednak 45min spaceru dziennie? Spróbuję po prostu ze spacerem!
OdpowiedzUsuńMarta
Małymi kroczkami do przodu... do uszu słuchawki i w drogę :)
UsuńGratuluję z całego serca! Przemiana jest niesamowita, ja też tak chcę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! I trzymam kciuki w takim razie :D
UsuńPięknie! Brawo Justyna!!!
OdpowiedzUsuńbistro mamo! Jakbym czytała o sobie ;-) o tym podjadaniu, o nieruszaniu się... Waga może nie jest dla mnie problemem, schudłam dość mocno przy trzecim dziecku ;-) ale brakuje mi energii i kondycji... Spacerów do pracy zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńAmelka... o sobie? Przecież Ty jesteś wzorem do naśladowania. Tworzysz zdrowe cuda, o jakich mnie nawet się nie śniło! A tak w ogóle to tęsknię za Tobą i naprawdę kiedyś musimy się spotkać!!!
UsuńGratulacje:)
OdpowiedzUsuńBravo! A już myślałam, że to znowu jakaś reklama ....
OdpowiedzUsuńNie tym razem :)
UsuńSuper! Gratulacje :) Ja również na diecie :) może przyjdzie taki dzień, że pochwalę się swoim (30kg póki co ;)) spadkiem :)
OdpowiedzUsuńWOW WOW WOW!!!! Gratuluję! Ja miałam obawy, kasowałam i pisałam... nie żałuję. Pochwal się koniecznie i jeszcze raz BRAWO ♥
UsuńJesteś super, gratuluje takiej zmiany ;-) Najważniejsze to chcieć ;-) Bo znam takie osoby które dużo gadają, ale nic w tym kierunku nie robią i pomocy tez nie chcą są grube a zmiana żywienia i jakiegokolwiek ruchu ich nie interesuje czy nawet pójście do dietetyka. Nawet jeżeli zdrowie już przez te kilogramy się pogarsza. Niestety ciężko przekonać nawet jak waga już wynosi 170 kg. pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak,,, czasami już jest za późno na wszystko. Najważniejsze to w porę się opamiętać :) Mnie już było źle i nei przekonana mnie nikt, że grube jest piękne... no nie jest, niestety.
UsuńTen wpis jest bardzo prawdziwy, aż się wzruszyłam :) Gratuluję Ci z całego serca, widać, że to nie żadna moda, a potrzeba wypływająca z Ciebie samej i że nie robiłaś nic na siłę, tylko powoli w zgodzie z własnym rytmem i potrzebami. Ja jestem teraz w drugiej ciąży, mam prawie 30 lat (choć czuję się najwyżej na jakieś 22). Po pierwszej ciąży ważyłam mniej niż przed, intensywne karmienie i długaśne spacery robiły swoje, czułam się super w rozmiarze 36 (pierwzy raz od... hohoho). Jak córka miała półtora roku musiałam usunąć woreczek żółciowy i po operacji i dojściu do siebie waga też zaczęła wracać. Nie przejmowałam się, ale czytając Twój tekst o nawykach żywieniowych, poczułam, że czytam o sobie. Ta czekolada! Jeden pasek u mnie nie przejdzie. Po kolacji, gdy córka śpi, do filmu z mężem wcinamy całą tabliczkę na jedno posiedzenie. On jest chudy jak patyk, a ja się nie przejmuję, bo wyniki badań mam idealne. Poza tym teraz tłumaczę sobie, że mogę sobie dogadzać. I mocno zaczęłam się zastanawiać nad tym jak będzie z tą moją wagą za kilka miesięcy, gdy już drugie dziecko pojawi się na świecie. I zgadzam się z tym, że czasem niby nas coś uwiera, ale dopiero zdjęcia pokazują jak jest naprawdę. Pamiętam sesję, którą urządził mi i córce mąż i moja reakcja potem (może śmieszna): "To ja mam takie wielkie cyce?!". I okazało się, że nie tylko one są spore... Dałaś mi bardzo do myślenia, dziękuję. I jeszcze raz gratuluję!!!
OdpowiedzUsuńJagoda
Jagoda, bardzo bardzo dziękuję za Twój komentarz!!! Nawet nie wiesz jak mnie cieszy taki odzew, takie historie... Jeżeli mogłam komukolwiek maleńkiego kopa to jej to moja największa nagroda. Pozdrawiam!
UsuńŚrednio raz w roku jeździmy z Gliwic do opolskiego zoo, jak Cię gdzieś wyczaję w okolicy to Cię chyba uściskam! :)
UsuńJagoda
Jak przyślesz mi kiedyś swoje zdjęcie przed i po, to ja przyjadę do Gliwic :) Justyna :)
UsuńNa prawdę, wyglądasz teraz jak 25 latka!! Aż się wzruszyłam..
OdpowiedzUsuńTeraz tak... no może z bliska nie :) Mam 38 :)
UsuńRewelacyjna zmiana, wyglądasz jakbyś straciła z 20 kg i 10 lat :) Ja też wzięłam się za siebie i schudłam 10, ale lecę dalej :) tym razem chyba skorzystam z pomocy dietetyka :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia!!! A z tą rożnicą w latach to sama widzę. PO lewej stara, zmęczona życiem matka, z cieniami pod oczami, a po prawej? Szczęśliwa kobieta :)
UsuńNo wiec powiem tak - u mnie przemiana zaczęła się 24 listopada 2014 roku .... wszystko zaczęło się w głowie. Tąpnęła mną śmierć aktorki Anny Przybylskiej. Pomyślałam sobie "młoda, piękna, zdrowa, tylko to paskudne raczysko .... odeszła zostawiając trójke malych dzieci... a ja - ja mogę zrobić coś z sobą, tak zeby moje dzici za 5 lat nie chodziły do mamy na cmentarz" ... i zrobiłam. zaczęło się od szukania osoby, która pomoże i która nie będzie kazala pić koktajli, kupować tabletek, która pokaże jak zienić nawyki żywieniowe i popcha w dobrą stronę. Znalazłam .... i dziś jest mnie 39 kg mniej. Z rozmiaru 52 zeszłam do rozmiaru 40 ... i więcej mi nie trzeba. W lustro patrzę z przyjemnością, nie boję się iśc do sklepu po ubrania .... bo przeciez wcześniej ch kupienie graniczyło z cudem .... jestem z siebie dumna i mam nadzieję, że tak będzie już zawsze:). Pozdrawiam i gratuluję:)
OdpowiedzUsuńOczywiście gratuluję również cudownej przemiany .... nie obraź się za te słowa, ale teraz widać jak piękną kobietą jesteś .... zresztą to samo niedawno ja usłyszałam :) .... jednak te dodatkowe kilogramy gdzies tam odbierają nam urodę:).
UsuńPozdrawiam i raz jeszcze gratuluję:)
Jolu... kiedy przeczytałam Twój komentarz, miałam ciarki. 39 kg!!! Gratuluję, gratuluję determinacji i odwagi! Wiesz, że ja czasami myślę, że więcej bym już nie dała rady... ale pewnie gdyby trzeba bylo to dałabym. Ściskam Cię z całych sił!!! I noś głowę wysoko wysoko!!!
UsuńGdyby trzeba było dałabyś radę:) ... ale na szczęście nie trzeba bylo ... u mnie to była konieczność:)... i choć wiem, że przydaloby się jeszcze trochę, żeby BMI było idealne, to mi wystarczy to co mam:) ... Pozdrawiam i podnoszę głowę wysoko:) .... idąć zaTtwoją radą:)
UsuńJolu, za Tobą niesamowita droga! 40 po 52 to wynik genialny! Za mną droga krótsza, z 42 do 38, a też mogłabym obrać cel 36, ale jest tak jak piszesz. Wystarczy mi to co mam :) Ściskam serdecznie!!!
UsuńGo girl!! :) Brawo i jeszcze raz brawo no i zapraszam do siebie na zajęcia :*
OdpowiedzUsuńDziękuję Gosia!!! W końcu się zmobilizuję, bliżej mi do F1, ale mówisz, ze do Ciebie? :)
Usuńduży wysiłek i duże efekty, podziwiam!
OdpowiedzUsuńJusta wspanialy wpis i wielkie brawa dla Ciebie, czytajac nawet mi sie lezka w oku zakrecila bo jakbym czytala o sobie. Mam tu na mysli pierwsza czesc wpisu, wiec zmotywowalas mnie i to bardzo:-). Zaczynam swoja droge i mam nadzieje ze wytrwam! Cel mam i to wielki wiec w chwilach ciezkich bede wracala do Twojego wpisu:-) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOlimpia - dziękuję ♥ I trzymam kciuki z całych sił. WIdzieć cel to połowa sukcesu, a chcieć to połowa druga :)
Usuńtrzymaj , trzymaj:-) nie poddam się choćby nie wiem co:-)
UsuńOlimpia ♥ a tak swoją drogą... kojarzę Twoje zdjęcie i nie zauważyłam, żebyś potrzebowała podobnej drogi do mojej :)
UsuńBrawo! Gratuluję! Podziwiam. Tobie się udało, więc może mi też się uda..
OdpowiedzUsuńUda się! Jeżeli chcesz, to nie ma innego wyjścia!
UsuńJestem tą czwartą :) Super! Ja też tak chcę!
OdpowiedzUsuń10 kg nadwagi. Przyszła w nocy rzecz jasna :)
Podpisuję się pod wszystkimi punktami... jakbyś pisała o mnie.
Gratuluję przemiany :) Życzę zdrowia i wszystkiego co dobre :)
Ps. Skąd sweterek sierpień 2015? :)
Monika.
hahaha :) mam pomysł! Nie można kłaść się spać!
UsuńA sweterek z New Yorkera :)
Wszystkiego dobrego i powodzenia!
BistroMama jestes rewelacyjna:)nigdy nie przepadalam za gotowanie bardziej byl to przymus ale dzięki twoim przepisom az sie chce mieszac w garach:)wszystko jest takie proste a pozniej smaczne.A co do odchudzania jakbym czytala o sobie ..w maju urodzilam 2 dziecko i 15 kg zostalo rozmiar 44 gdzie przed ciąza bylo 38/40 .1 wrzesnia powiedzialam koniec i juz schudlam 5 kg jeszcze 10 ale dzieki Tobie wiem ze jest to osiągalne. Gratuluje i zycze Ci wszystkiego dobrego!!
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak miłe słowa!!!! Dasz radę, jeżeli tylko w to uwierzysz i będziesz bardzo chciała. Powodzenia!!!
UsuńPodziwiam ! Dokładnie tak jak piszesz sprawdziło się u mnie..posiłki regularne, ruch itp. Co prawda ostatnio z ruchem trochę gorzej i musze się za siebie wziąść znów. Ale zmotywowałaś mnie mega! Jak ty wyglądasz cudownie :_)
OdpowiedzUsuńAsia, bardzo bardzo Ci dziękuję ♥
UsuńCudownie wyglądasz kochana ,młodsza ,weselsza to widać na zdjęciach .Podziwiam .
OdpowiedzUsuńDziękuję, dokładnie tak jest!
Usuńzainspirowalas mnie, dalas przyslowiowego kopniaka w tylek;)
OdpowiedzUsuńdo wyzwania przymierzam sie juz dobre kilka miesiecy a waga najczesciej idzie w gore. mnie tez najbardziej "powieksza" jedzenie w pracy i kolacja. dzieki twojemu zestawieniu moge lepiej dobrac jedzenie. niestety musze zrezygnowac tylko z lunchu bo mam inaczej rozstawione przerwy na posilek.
mam tylko iwelka prosbe, podaj wiecej przykladow na kolacje bo to moja zmora, zazwyczaj konczy sie na kanapce a nie trzba tlumaczyc, ze weglowodany wieczorem sa niewskazane.
i wlasnie o to mi chodzilo, zeby nie byc na diecie tylko znalezc sposob zywienia pasujacy cale zycie. DZIEKI
aaaa i jeszcze dodam, ze po tobie widac ze warto, o ile ciekawszych ciuchow i zestawien jest dla ludzi w rozmiarze 38 a nie 44
UsuńMalina - obiecuję podać, odezwę się tutaj jutro nt. kolacji :)
UsuńA co do ubrań - to swięta racja!!!
Postaram się z czasem uzupełnić na blogu kolacje, ale tak z życia: dziś zjałam np. śledzie opiekane, same, bez dodatków :) często jak czuję wieczorem głód to robię jajecznicę z dwóch jajek albo gotuję jajka na miękko :)
Usuńi wlasnie dzieki tobie wzielam sie za siebie i znowu odpalilam rowerek stacjonarny, a od przedszkola dzieci do siebie do pracy chodze na piesze a to 2,5 km w jedna strone. Choc tyle, ale musze zmiejszyc moj 44
Usuńsledzie opiekane brzmi pysznie...
O widzisz, to ja mam bardzo podobnie, jutro też maszeruję na piechotę i tylko patrzę czy deszcz nie pada :)
UsuńMój mąż (od kilku dni na "mojej" diecie hahahah) dzisiaj na kolację zjadł: jajko na miękko z chrzanem, pomidora, paprykę białą, dwa plasterki szynki :) Mówi, że było pyszne, a wcześniej o tej porze to co najwyżej paluszki i precelki jadł :)
nie do poznania!
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz, gratuluję!
Dziękuję... :)
UsuńA czy Pani dietetyk przyjmuje tylko osobiscie czy zajmuje sie rowniez podopiecznymi przez Internet?:-) Pozdrawiam i gratuluje!
OdpowiedzUsuńNie wiem... proszę zajrzeć tutaj:
Usuńhttp://poradniadietetyczna.opole.pl/
Może proszę zadzwonic do Pani Dominiki i zapytać. Ja ją polecam z całego serca!
Wow gratuluję :). Jesteś kolejnym przykładem na to, że można schudnąć nie zmuszając się do katorżniczych treningów i jedząc pysznie :). Pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńTak! Dlatego ta cała historia była dla mnie bardzo pozytywną dietetyczną przygodą :)
UsuńCudnie! Poza tym wyglądasz ślicznie! Wielki buziak dla Ciebie!!! Dziękuję za odwagę podzielenia się swoją historią :) I plus za nie używanie suplementów :)
OdpowiedzUsuńEwelinko,bardzo Ci dziękuję!!! Obserwuję Twój blog, FB, nie ukrywam - bylaś też moją inspiracją, choć nigdy nie zaczęłam biegać tak wytrwale jak Ty! Pozdrawiam Cię serdecznie!
Usuń<3 <3 <3 O, jak mi miło :) Poza tym nie trzeba biegać :), można slow joggingować ;), pływać, skakać, spacerować, co komu miłe i efektywne :).
UsuńSerdeczny przytulas dla Ciebie!
BistroMama wielkie gratulacje dla Ciebie!!! Zmiana rewelacyjna. Well done!!!
OdpowiedzUsuńI malutkie pytanie do Ciebie, a co z porcjami jedzenia czy się zmieniły?
Dziękuję!,
UsuńDobre pytanie! Tak, oczywiście się zmniejszyły. Teraz na śniadanie jem jedną kromkę chleba. Na obiad mniejsze porcje. Nie jem malo, bo w ciągu dnia kalorie oscylują tak ok. 1500, ale nie są to takie porcje jak kiedyś na pewno :)
Justyna, pisałam i mówiłam Ci nie raz, że jesteś wielką kobietą - imponujesz i inspirujesz, dziewczyno.
OdpowiedzUsuńTak trzymaj :*
Agnieszka - wielkie wielkie dziękuję ♥ Ale wiesz.... ja Ciebie też widziałam niedawno. I kto tu imponuje? Gratuluję Ci serdecznie!!!
UsuńSuper post , super metamorfoza !!!!!!! Wielkie gratulacje dla Ciebie :) jesteś nie tylko dla nas inspiracja kulinarną , ale tym postem i swoja walka z kilogramami pokazujesz o wiele więcej niż tylko jak pysznie ugotować albo coś upiec Super super i jeszcze raz super :*
OdpowiedzUsuńKasia (to Ty, prawda???) serdecznie dziękuję!!! Ach ♥
UsuńAgnieszka nie Kasia :) ale jest mi ogromnie miło , że mimo ze nie jestem Kasia której się spodziewałaś tak bardzo Cię ucieszyły moje słowa "Agnieszkowe" słowa :) pozdrawiam serdecznie
UsuńUcieszyły, a jakże!!! A jeśli pochodzą od nieznajomej to cieszą dwa razy bardziej :)
UsuńP.S. Myślałam, że to moja znajoma, która ma właśnie na nazwisko Kwiatek :)
Chapeau bas! Gratuluję i podziwiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJest Pani fantastyczna!!! Zaglądam na Pani bloga co jakiś czas...U mnie wpis wycisnął kilka łez...takich co i mnie dotyczą :)Cudowny wpis, cudowna zmiana i mega optymizm wymieszany ze spokojem ducha!
OdpowiedzUsuńIza
Koniec świata... u mnie łzy wyciskają takie komentarze właśnie!!! Nie wiem jak mam dziękować :) Słowem dziękuję więc! Pozdrawiam serdecznie!
UsuńTen wpis mam ciągle w głowie i ciągle myślę o jedzeniu...o dobrym, regularnym, przemyślanym...i znowu trafiam na Pani bloga. Szukam inspiracji na jutrzejsze gotowanie :)
UsuńSzykują się gołąbki z ryżem jaśminowym i mielonym indykiem :)
Iza, jak mi miło! Gołąbki zjadłabym z wielkim apetytem!!! Mam wolny weekend więc kto wie... może i u mnie się pojawią :) Pozdrawiam serdecznie!
Usuńtak na Ciebie patrzę, taką uśmiechniętą i tak czytam, ze teraz najlepszy czas i tak sobie myślę, że to w sumie racja, więc już chyba wyjścia nie mam :) rzucam sobie wyzwanie, motywacji sporo i wsparcia też się znajdzie :)
OdpowiedzUsuńno i gratuluję! :)))
Kinia, jesień jest idealna na dobry start :) Co prawda po drodze są święta... ale jak już się zmotywujesz, to i przez święta dasz radę! trzymam kciuki i pozdrawiam!
UsuńPotwierdziłaś tylko jak zdolna z Ciebie dziewczyna. Gratuluję, bo to nie lada wyczyn. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Milena
Dziękuję Ci bardzo! Pozdrawiam :)
UsuńPrzyznam, że gdy przeczytałam jak wczesniej wygladały twoje posiłki to nie mogłam uwierzyć, że blogerka kulinarna która przygotowuje pyszne i sliczne posiłki, sama odżywia sie (a raczej je, bo odżywianie ma dla mnie wymiar szerszy nie tylko nasycenie głodu, ale też dostarczenie organizmowi wartościowych składników) tak...niedbale.
OdpowiedzUsuńCiesze się, że udało się to zmienić i przyznaje rację, że wszystko zaczyna się w głowie. Zdrowy (nawet jesli nie przesadnie, bo przesada jest zła w kazda strone) tryb zycia uzależnia. Sama jakiś czas temu zaczelam wieksza uwage przywiazywac do tego co i jak jem, a codzinne spacery wprost mnie uzależniły (ale nie mam telewizora, wiećłatwiej było ruszyć tyłek z kanapy) - taki maly krok ku lepszej formie i samopoczuciu, o wiele łatwiejszy dla mnie do zrobienie niż jogging czy siłownia.
Tak trzymaj, bistro mamo i ciesz się z bycia piękną kobietą!!!
Pozdrawiam
hanka
No tak było... ja po prostu zawsze lubiłam jeść i lubiłam gotować. Gubiło mnie przede wszystkim słodkie. Teraz jest dobrze, naprawdę dobrze! Dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)
UsuńDziękuję Ci za ten wpis, za podzielnie się Twoim spacerem. Widzę w tym tak wiele siebie, rzeczy, z którymi się zmagam, rzeczy, które chcę zmienić, które próbowałam zmienić i póki co nie wyszło. Teraz wiem, że się da. Że na pewno się da i można w tym wytrwać i przynosi to efekty. Także te widoczne efekty. I że może wcale nie trzeba zmuszać się do godzinnych ćwiczeń codziennie. Na początku wystarczy coś mniejszego, coś też dla przyjemności, a nie zmuszanie się. Wezmę teraz zeszyt i rozpiszę to wszystko co chcę zmienić i jak to zrobić. Tym razem mi się uda. Piękny wpis - dziękuję.
OdpowiedzUsuńTo ja DZIĘKUJĘ ♥ Z perspektywy roku widzę, że nie ma się gdzie spieszyć, a cel lepiej osiągnąć małymi kroczkami w ciągu kilku miesięcy niż dwóch tygodni. I chodzić uwielbiam! Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciw, jeśli zacytuję Twój komentarz na FB :) Pozdrawiam!
Usuńjej, po raz pierwszy ktoś mnie zacytował <3 kurcze, strasznie fajne uczucie i jeszcze więcej motywacji :D
UsuńCieszę się, że nie miałaś nic przeciw :) Ech, żeby nie było tak kolorowo... wypiłam właśnie kubek gorącego i słodkiego kakao :)
UsuńSUPER!!! WYGLĄDASZ CUDNIE!!! Ja zaczęłam dietę w czerwcu. Poszlam do dietetyczne po rozstaniu z moim narzeczonym. Stwierdziłam ze musze coś w sobie zmienić. Bylam u dietetyczki. Uświadomiła mi jak bardzo źle się odżywialam. Ale niestety u niej dochodziły jeszcze "suplementy". Drogi wydatek. Teraz kiedy sama już na brałam zdrowych nawyków żywieniowych, sama to kontroluje. Zaczęłam chodzić na aerobik i basen. Praca siedząca wiec musiałam znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Schudłam juz 10 kg. A jem częściej no i regularnie przede wszystkim niż przed dieta. Twoja historia i zdjęciami przed i po zmotywować mnie do dalszej walki;) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńTakie wydarzenia w życiu bardzo często powodują, że coś zmieniamy... Najczęściej u kobiety to jest fryzura :) sama pamiętam... po rozstaniu z chłopakiem ścięłam włosy na krótko. Jemu na złość, a cierpiałam sama, bo to ja zostałam z fryzurą, do której nie byłam przekonana. A dieta to zupełnie inna sprawa, bo robisz coś naprawdę tylko dla siebie! Gratuluję serdecznie silnej woli! Pozdrawiam!
UsuńHej, to o mnie! I to porównanie zdjęć też jakby moje. I historie podobne. Z tymi kilogramami, co włażą na Ciebie w nocy... ja je widzę dopiero na zdjęciach. Przed lustrem oszukuję siebie (albo lustro oszukuje mnie). Tylko waga i rozmiary ubrań są bezlitosne.
OdpowiedzUsuńPewnie, że próbowałam. Pewnie, że też tak chcę. Tylko tej motywacji brak. Ale Ty jesteś świetnym motywatorem - zwłaszcza, że tyle mi trzeba. Nie ze 120 kg na 60, tylko jakieś dwa rozmiary.
Mam nadzieję, że nie zapomnę o tym tekście i dziękuję Ci za niego.
Pozdrawiam! :)
Kochana Gębo w niebie :) Ależ mi miło! To ja zaczynam trzymać kciuki i proszę mi się tu zameldować za jakiś czas :)
UsuńSuper! Gratuluję! Ja napiszę tak: kiedyś postanowiłam schudnąć ot tak! Bo nie ważylam już 48 kg jak w momencie kiedy zaszlam w ciąże z moim pierwszym synem, czyli 100 lat temu, po ciążach waga długo była 55 kg i ani grama mniej! ja też nic z tym nie roiłam, bo i po co? Czasu nie było , dzieci rosły! Potem postanowiłam: czyli po kolejnych 100 latach, w wieku 39 i pół postanowiłam zrobić sobie prezent na 40-stkę - schudlam bez większego problemu, najważniejsze było co odrzucić i w głowie działe się rzeczy od których chyba też chudłam, bo tak mnie cieszył sam mój pomysl na schudnięcie (pierwsze moje w życiu:-) ale w kilka dobrych miesięcy 12 kg. Poszlo latwo bo z ogromną satysfakcją traciłam kg i odzyskiwałam wiare w siebie (bardzo lubiłam, gdy leżąc na plecach widziałam, jak moj brzuch się zapada, tak zapada! zatrzymałam się na 58 kg i moj organizm więcej nie chciał. Potem płynęły 4 lata, podczas których myśląc o tym co jem, czasem w ogóle nie myśląc i poddając się pokusom, znowu tryb życia szybki....i okazało się ze wrociłam do swojej wagi, której baaaardzo nie lubię, długo wracalam, ale osiągnęłam niechciany cel!!! Ale co w tym jest trudne, przyszedl już wiek, gdzie metabolizm nie taki, ze stres, ze pracy dużo, ze nieregularnie, i ze śiwadomośc i wiedza duża (dietetyka roczna zrobiona z pasji, wtedy kiedy chudłam) i że jednak co wazne nie jem już rzeczy, które dawno odrzuciłam podczas odchudzania, a i tak waga wróciła do tej znienawidzonej, odrzucić cukru nie mam jak, bo juz dawno nie słodze, słodycze jem rzadko, tłusto nie lubię....pieczywa mało i tylko ciemne z wymiataczem typu błonnik etc. warzywa tak, drób, ryby...i takie tam...więc? Suma summarum ręce mi opadają. To tyle z moich wywodów! Teraz pracuję "nad moją głową". Bo ja chcę a głowa nie wie co ma robić, aby zadziałać na wadze w dół. PS: Napisane jednym tchem po przeczytaniu twoich sukeców! Slicznie wyglądasz! Pozdrawiam. - Ania
OdpowiedzUsuńJej... dziękuję Ci za ten wpis pisany jednym tchem :) Jedyne co przychodzi mi do głowy to włączyć ruch (ach, jaka ja mądra jestem hahahha). Albo badania szczegółowe.. może tarczyca? Wiesz, ze w tym roku też pomyślałam o studiach podyplomowych z dietetyki? Ale nie ma ich w moim mieście, a nie zdecydowałam się na weekendowe wyjazdy do innego województwa. Ja teraz bardzo pilnuję wagi. Pozwalam sobie na mniejsze grzeszki ale powiedziałam sobie: nu nu, co najwyżej 2 kg do przodu i ani grama więcej! Pozdrawiam i trzymam kciuki :)
Usuńwitaj,
OdpowiedzUsuńgratuluje ci tego co dokonałaś,jesteś bohaterką. Tutaj wydaje sie to takie proste, ale ja wytrzymuje tylko tydzień, i odpuszczam, troche poczuje sie lżej i nie wiem dlaczego nie dąże dalej. Chyba cala prace nad domem i dzieckiem wynagradzam sobie jedzeniem(taka nagroda)... i wiem ze to smutne i załosne. Bedziesz moja motywacja. Przyrzekam i obiecuje (pierwszy raz w życiu komus,a padło na ciebie) że schudnę, że zmienie swoje ciało, bo też chce się cieszyć włąsnym sukcesem którego od dawna nie miałam.
Pozdrawiam
MartaWlkp
Marta, niesamowicie Ci dziękuję za ten komentarz! Wiesz, że ja miałam dokładnie tak samo, motywacji starczało mi też na tydzień. Wytrzymywałam, waga szła w dół 1-2 kg i od razu hop nagroda :) I koniec kontroli. Dla mnie kluczowa była dietetyczka, a przede wszystkim to, że szłam do niej co 3-4 tygodnie i głupio mi było nie schudnąć. Trzymam kciuki za determinację!!! Jest kilka osób, które do mnie piszą, że po tym poście się trzymają, jedna schudła 5kg, druga 3, a koleżanka z pracy aż 9 kg! Bardzo, bardzo mocno trzymam kciuki!!!!
Usuń