WEDEL - wyniki konkursu z psiukusem w roli głównej :)
Nadszedł moment rozdania nagród - słodkich upominków od firmy Wedel.
Nie ukrywam - to był jeden z lepszych konkursów na blogu! Czytałam Wasze komentarze w nocy, kiedy nie mogłam zasnąć, a mąż tylko burczał" wyłącz ten telefon!", "z czego ty się tak śmiejesz?". Czytałam w dzień, w drodze do pracy, w szatni podczas zajęć dodatkowych córki... Czytałam cały wieczór wczoraj i czytałam jeszcze dzisiaj.
Te opowieści utwierdziły mnie w przekonaniu, że dzieciom nie można ufać, zwłaszcza wtedy, kiedy zasiadamy przed telewizorem albo z dobrą książką, w domu zapada bloga cisza... klasyczna cisza przed burzą. Dzieci są absolutnie nieprzewidywalne! Nawet te grzeczne i zawsze słuchające dorosłych. Te młodsze są jeszcze zupełnie bezmyślne, nie zdają sobie sprawy z wielu zagrożeń, ze coś może poparzyć, coś może się wylać, że może skończyć się droga, a zacząć rów z wodą. Jeśli chodzi o Franka to właśnie tak z nim mamy. Jak to mawia nasz kolega, który uwielbia oglądać firmy SF "100% entertainment". Przez co najmniej 12 godzin dziennie :) Te starsze zaczynają kombinować. Prosimy, aby ubrała podkoszulek, a ona wyraźnie nie chce. Ale już wie, że dla świętego spokoju lepiej ubrać, a chwilę później schować się w pokoju i ściągnąć :)
Z wszystkich komentarzy wybrałam osiem. A z nich pięć.Do tych powędrują słodkie zestawy od Wedla, dla pozostałych trzech osób ufunduję nagrody niespodzianki, bi nie dało się inaczej :)
Było
nas pięcioro, mały odstęp wiekowy, jakieś 30 lat temu, kiedy świat nie
znał Cartoon Network i innych wymysłów dzisiejszych czasów, a jedyna
bajka trwała 10 minut i nie zawsze o niej pamiętaliśmy. Przed
telewizorem spędzaliśmy niewiele czasu, ale zawsze znalazło się coś
ciekawego do roboty i nie pamiętam, abym mówiła tak, jak dzisiaj moje
dzieci:"Mamo, nudzi mi się...". Moje dzieciństwo nigdy nie było nudne, a
towarzystwo zawsze w pokoju (mieliśmy tylko 2 pokoje na 7 osób!!! i
normalni jesteśmy :-)) ... Był grudzień i choinka, świeża, ozdobiona
tym, co przygotowaliśmy sami, tnąc i sklejając łańcuchy w długi zimowe
wieczory oraz zdobyty cudem przez mamę olbrzymi pęk włosów anielskich,
które sprawiały, że nasza choinka miała niebiański wprost wygląd... Jacy
my byliśmy dumni z takiej choinki. Stała dumnie na ławie w dużym
pokoju, na tle okna. Podziwialiśmy, oglądaliśmy, nie podjadaliśmy
ukradkiem cukierków, bo o to, czy można było zjeść cuksa z choinki
należało zapytać... ale pewnego dnia, wieczorem, nie wiem ,czy to z
nudów (bo przecież się nie nudziliśmy) brat zapytał, czy jak się pali
włos anielski? Hmmm... to było bardzo dobre pytanie. Pytanie, na które
nikt z nas nie potrafił odpowiedzieć... Hmm, sprawdź, jak nie wiesz,
bąknęłam... Ano sprawdził, chociaż do dzisiaj nie wiemy skąd wziął
zapałki. Chcecie wiedzieć, jak się pali włos anielski? BARDZO SZYBKO!!!
Na tyle szybko, że jak płomień poszedł w górę choinki, zdążyłam
krzyknąć, choinka się pali, rodzice wpadli do pokoju, a brak gasił pożar
dłońmi, klaskając w płomienie... Ogólny popłoch i krzyk... Na szczęście
skończyło się na strachu, paru pęcherzach na dłoniach brata, kilku
stłuczonych bombkach i zapytaniu sąsiada nastepnego dnia:" Czy nie
zapaliła Wam się przypadkiem choinka wczoraj? Bo akurat przechodziłem
pod oknem i zauważyłem..." Zawsze znalazł się w odpowiednim miejscu o
odpowiedniej porze i dlatego wszystko wiedział :-) Co do nas,
dzieciaków, to byliśmy na tyle wystraszeni, że nawet karać nas nie było
sensu... Wystarczyło ,że tata zapytał:"A gdzie byśmy mieszkali, jakby
spalił się dom????
Mam nadzieję, że moim dzieciom nie wpadnie nic podobnego do głowy...
- See more at: http://www.bistromama.pl/2015/05/chwila-wytchnienia-konkursu-z-wedelem-cd.html#moreMam nadzieję, że moim dzieciom nie wpadnie nic podobnego do głowy...
OleOle
X lat temu na moim osiedlu budowano parking. Zrobiono piękną gładką betonową wylewkę. Ja miałam jakieś 10 lat, brat 4. Musiałam go pilnować na dworze a wcale mi to nie pasowało. Miałam swoje koleżanki a brat ciągnął się za nami i marudził. Wymyśliłam sobie, że jak stanie w świeżo wylanym betonie to go tam zamuruje na parę godzin, unieruchomi i będzie stał w miejscu a ja później po niego wrócę. No i go tam postawiłam... Panika zaczęła się w momencie kiedy ten po kilku chwilach zaczął ryczeć bo nie mógł się ruszać :) Jak przystało na wspaniałomyślną i odpowiedzialną siostrę pobiegłam go więc ratować. Długo by opowiadać o akcji ratunkowej... Efekt końcowy - 4 nasze buty zostały tam do dzisiaj pod 20 cm betonową kołderką :) Warto wspomnieć że kupno tenisówek było wtedy dużym wyzwaniem... Inne konsekwencje przemilczę dla dobra bloga :)
aczp
Było nas pięcioro, mały odstęp wiekowy, jakieś 30 lat temu, kiedy świat nie znał Cartoon Network i innych wymysłów dzisiejszych czasów, a jedyna bajka trwała 10 minut i nie zawsze o niej pamiętaliśmy. Przed telewizorem spędzaliśmy niewiele czasu, ale zawsze znalazło się coś ciekawego do roboty i nie pamiętam, abym mówiła tak, jak dzisiaj moje dzieci:"Mamo, nudzi mi się...". Moje dzieciństwo nigdy nie było nudne, a towarzystwo zawsze w pokoju (mieliśmy tylko 2 pokoje na 7 osób!!! i normalni jesteśmy :-)) ... Był grudzień i choinka, świeża, ozdobiona tym, co przygotowaliśmy sami, tnąc i sklejając łańcuchy w długi zimowe wieczory oraz zdobyty cudem przez mamę olbrzymi pęk włosów anielskich, które sprawiały, że nasza choinka miała niebiański wprost wygląd... Jacy my byliśmy dumni z takiej choinki. Stała dumnie na ławie w dużym pokoju, na tle okna. Podziwialiśmy, oglądaliśmy, nie podjadaliśmy ukradkiem cukierków, bo o to, czy można było zjeść cuksa z choinki należało zapytać... ale pewnego dnia, wieczorem, nie wiem ,czy to z nudów (bo przecież się nie nudziliśmy) brat zapytał, czy jak się pali włos anielski? Hmmm... to było bardzo dobre pytanie. Pytanie, na które nikt z nas nie potrafił odpowiedzieć... Hmm, sprawdź, jak nie wiesz, bąknęłam... Ano sprawdził, chociaż do dzisiaj nie wiemy skąd wziął zapałki. Chcecie wiedzieć, jak się pali włos anielski? BARDZO SZYBKO!!! Na tyle szybko, że jak płomień poszedł w górę choinki, zdążyłam krzyknąć, choinka się pali, rodzice wpadli do pokoju, a brak gasił pożar dłońmi, klaskając w płomienie... Ogólny popłoch i krzyk... Na szczęście skończyło się na strachu, paru pęcherzach na dłoniach brata, kilku stłuczonych bombkach i zapytaniu sąsiada nastepnego dnia:" Czy nie zapaliła Wam się przypadkiem choinka wczoraj? Bo akurat przechodziłem pod oknem i zauważyłem..." Zawsze znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze i dlatego wszystko wiedział :-) Co do nas, dzieciaków, to byliśmy na tyle wystraszeni, że nawet karać nas nie było sensu... Wystarczyło ,że tata zapytał:"A gdzie byśmy mieszkali, jakby spalił się dom????
Mam nadzieję, że moim dzieciom nie wpadnie nic podobnego do głowy...
Justyna B
Witam!
Historią, która do dziś się u mnie wspomina, nie jest może psikus jaki zrobiła, bo w sumie chciałam dobrze i bardzo sie starałam. Niemniej skończyło się kupa śmiechu ;)
Mam sporo starszą siostrę, o którą kiedyś byłam trochę zazdrosna. Tzn o to, że jest starsza, a ja bardzo chciałam robi to co ona, te wszystkie "dorosłe" sprawy jak zakupy itp :) Miałam kilka, może 5 czy 6 lat. Zbliżały się urodziny Mamy, są bardzo blisko Dnia Matki więc zawsze "zlepiałysmy" te dwie okazje. Miałam już w głowie plan laurki i zaplanowane miejsca zbioru kwiatków. A siostra przyniosła do domu katalog z kosmetykami i powiedziała Mamie, żeby wybrała sobie jakieś fajne perfumy w prezencie (och, Mama uwielbia wszelkie pachnidła!). smutno mi się zrobiło, ze siostra może dać Mamie coś takiego ekstra a ja tylko rysunek... Pomyślałam, że i ja dam Mamie perfumy! bardzo je lubi, wiec nie zaszkodzi, że będzie miała 2 butelki. Fakt, że nie miałam żadnych pieniędzy nie był problemem. ZROBIĘ PERFUMY! I będą jeszcze lepsze nic te z katalogu, no bo nie dość, że zrobione własnoręcznie to jeszcze wybiorę zapachy, które Mama lubi :) Nie muszę wspominać, ze o tym jak się robi perfumy nie miałam pojęcia. Wiedziałam, że potrzebne są zapachy. Mam bardzo lubi zapach bzu. I lipy. Mówiła coś, że lubi świeże zapachy.Poszłam na podwórko szukać zapachów. Zerwałam trochę bzu, liści lipy bo kwiatów już nie było, trochę trawy "z braku laku". W domu odkroiłam sobie kawałek cytryny, żeby było bardziej świeżo. Znalazłam też jakieś suszone liście - pomyślałam, ze będzie pasowało do tych świeżych. No dobra, ale jak z tego zrobić zapach? Perfumy to taki płyn, wiec pewnie jakoś się to gotuje czy coś. Ale nie mogłam dotykać kuchenki gazowej. Trudno. Wrzuciłam składniki do plastikowego pudełka po margarynie, zalałam wodą, zamknęłam i odstawiłam w ciemne miejsce żeby "naciągnęło". Schowałam to do szafki z ubraniami, żeby Mama tego nie znalazła.
Minęły ponad 2 tygodnie, minęły urodziny Mamy. Mama zarządziła gruntowne porządki w naszym pokoju.Nie znosiłam tego, ale co robić ;) Wyjmowałyśmy wszystko z szaf, przeglądałyśmy zawartość, czyściłyśmy, segregowałyśmy. Doszłyśmy do szafki z ubraniami i nagle mamę coś zdziwiło. Stwierdziła że coś jakiś dziwny zapach czuć. Zaczęła wyjmować rzeczy, a zapach był coraz gorszy. Dotarła w końcu do pudełka po margarynie i orzekła że to z niego śmierdzi. Przed otwarciem spytała mnie ostrożnie co tam jest (później po latach przyznała, że bała się, ze trzymam tam jakąś zdechłą mysz czy coś w tym stylu), a ja aż zbladłam. ZAPOMNIAŁAM o najważniejszym prezencie dla mamy, o perfumach!! Domyślcie się, jak wyglądała zawartość pudełka, cała aż "chodziła", fuj!! Mama początkowo się wściekła, bo do prania była większość ubrań z tej półki, ale kiedy przez łzy przyznałam się jej co to było, popłakała się ze śmiechu, i śmieje się z tego do dziś :) dziś, kiedy nie mam pomysłu na prezent dla kogoś śmieje się, że zrobię mu perfumy :)
Pozdrawiam!
Anonimowy
Psikus...hmm? Kilka sytuacji sobie przypominam, ale jedna szczególnie mi utkwiła w pamięci. Sytuacja kiedy jako sześcio-, może siedmiolatka bardzo chciałam pomóc mojej Mamie w kuchni przy zmywaniu naczyń i tak się przejęłam rolą, że wyszorowałam druciakiem nowiuśką patelnie teflonową. Wiem, wiem, teraz taka patelnia to żaden luksus, ale prawie 30 lat temu to było coś, w dodatku to "coś" było prezentem przywiezionym przez Tatę z zagranicy. Patelnia po wyszorowaniu nadawała się tylko na śmietnik. Mina mojej Mamy bezcenna :) Teraz sama jestem mamą, a moja starsza córcia (młodsza jeszcze jest za mała) uwielbia mi "pomagać" w kuchni, a to pomaganie zwykle kończy się podwójnym sprzątaniem :) Wspomnę jeszcze o psikusach mojego męża, bo On ma ich więcej niż ja na swoim koncie ;). Któregoś dnia Dziadek zabrał swojego wnuczka -mojego męża- do biura, chciał się pochwalić wnuczkiem. W biurze Dziadek poprosił wnuczka : -"Może wyrecytowałbyś jakiś ładny wierszyk?", a wnuczek długo się nie zastanawiał nad wyborem odpowiedniego, przyjął postawę „ na baczność” i zaczął "recytować": - "Srała baba srała, trawy się trzymała, trawa się urwała, baba poleciała". Panie i Panowie w biurze zaniemówili... Teraz wspomina się tą sytuację jako zabawną, ale wtedy Dziadkowi wcale nie było do śmiechu...
OH(AH)
Beva
Uwielbiam historie z dzieciństwa... Ta historia wydarzyła się gdy miałam jakieś dwa lata. Mama musiała gdzieś wyjść i zostałam sama z tatą. Tata był po nocce więc po prostu zasnął podczas zabawy na podłodze. Musiało mi się nudzić bo wyciągnęłam z szafki watę i porozciągałam ją po całej wykładzinie. Nie dało się tego odkurzyć i tata do dziś mi wypomina, że musiał rolować palcami tą watę żeby ją sprzątnąć z podłogi.
Gdy byłam nieco starsza (miałam jakieś 5 lat) zabrałam mamie krzesło na którym siedziała przygotowując coś w kuchni (chyba to były pierogi). Mama akurat na chwileczkę wstała, wtedy ja zabrałam to krzesło. Mama nie zauważyła braku krzesła i kiedy chciała usiąść przewróciła się na podłogę i dosyć mocno potłukła.Przypomniała mi się też historia z czasów, gdy chodziłam do przedszkola. Była zima. Mama przyszła mnie odebrać i już miałyśmy wychodzić gdy zaczepiła nas jakaś pani. Mama wdała się w rozmowę. Kiedy skończyła rozmawiać zauważyła, że
nigdzie mnie nie ma. Sprawdziła przed budynkiem, w szatni i nic. Okazało się, że w pełnym ekwipunku, w kurtce, czapce i kozaczkach wróciłam na salę i dalej się bawiłam.
Pozdrawiam serdecznie :)
Anonimowy - nagroda niespodzianka
Mam na imie Monika ale mamusia zwykle nazywała mnie Helenką lub Zuzą.
Helenką byłam wtedy kiedy byłam bardzo grzeczna czyli kilka razy do roku. Zuuuzaaaa słychac było w naszym dmu kilkanascie razy dziennie...byłam tak nazywana kiedy coś zbroiłam.
Pewnego zimowego poranka postanowiłam nauczyc sie szyć na moich nowiutkich czerwonych rajstopkach,zalozylam je na siebie na kolanach wycielam ogromne dziury i zaczelam szyc.Bo przecież Mamusia mówiła" jak zszyjemy nie bedzie nic widać"Nie udało sie..:P
Kazde wakacje spedzałam u dziadkow na pieknej wsi:),bywaly takie dni ze dziadkowie mieli duzo pracy w polu i wtedy godzike czy dwie sama musialam sie soba zajac bo wszyscy pomagali.I tak było także tego dnia..och jak ja czekalam az oniwszyscy pojda w pole..;),Zapakowałam do plecaka kawałek pasztetowej,ulubionego misia,kawalek chleba i nalam kompotu do butelki a do najwiekszej kieszeni wlozylam recznik.Poszłam nad staw ktory byl okolo kilometra od domu dziadkow z zamiarem nauczenia sie plywac!.Staw był stary gesto obrosniety pałkami wodnymi i innym zielskiem.Miałam wtedy 6 lat ,rozebralam sie do majteczek i wchodzilam do wody ale tylko do wysokosci pepka,co jakis czas wychodzilam zeby zjesc kawalek pasztetowej albo sie napic.I tak czas zleciał do 18 kiedy to nadbiegła zapłakana babcia.Okazało sie że cała wieś i radiowoz mnie szukali....Staw byl tak obrosniety.pozatym dzieci mialy zbaronione tam chodzic wiec nikt nie wpadl zeby tam szukac.Tamtego dnia po raz pierwszy i ostatni dostałam od babci pasem,do dzis nie wiem czy dla tego ze se jednak nie utopilam i na marne ten radiowoz czy jednak dlatego ze calo z tego wyszlam:)
Innym razem tata pozwolil mi sie samej pobawic na placu,bo z naszego okna go bylo widac mialam z 5 lat,nagle zniknelam mu z oczu wiec pobiegl mnie szukac.Znalazł kucajaca pod krzakiem i zajadajaca sie wypalonymi papierosami.....:)Wyjadanie Mamusi z pudełek kremu nivea bylo notoryczne...uwielbialam wprost jego smak.. mama zbierala te pudelka a pozniej wymieniala na rajstopy czy kawe.I ktoregos razu udalo jej sie tak wreszcie schowac ze nie dobrałam sie do zapasow,ale znalazłam schowany syrop na kaszel ktory byl taki pyszny smakowal jak malinowe winko wypilam cala butelke...a to byl dzien komunii... nie dosc ze sie zatrulam to zarzy..łam cała albe:)
Tydzień przed komunia mama nie pozwalala mi wychodzic z domu zebym miala cale kolana kiedy po uroczystosci przebiore sie w krotsza sukienke.Miałam i na to sposob... probowlam z drugiego pietra zejsc na dol przy pomocy drzewa ktore roslo bardzo blisko..straż pozarna mnie z niego sciagala:)Byłam też zapaloną kucharka,smażyłam makaron na suchej patelni przy czym podpaliłam sciane,w elektrycznym młynku do kawy robiłam kogel-mogel a prad kopna mnie tylko raz.
Na wsi do swojej piaskownicy wynosilam babci z kurnika jajka i robilam kluski:) no za to akurat babcia nie krzyczała,była ze mnie dumna.. cieszyła sie że juz od najmlodszych lat mam smykałke do gotowania.I miała poniekad racje:) nie jestem jakims mistrzem ale kocham gotowac piec rozpieszczac przy tym bliskich i swietnie mi to wychodzi:)Moja Ukochana Mamusia do dzis mowi ze podziwia wszystkie kobiety ktore maja wiecej niz jedno dziecko bo jej ledwo sie udalo utrzymac mnie przy zyciu do 18:) hehehe,biedna chyba jeszcze sie nie domyslila ze bywaja grzeczne dzieci:)
Anonimowy - nagroda niespodzianka
Konkurs genialny, możemy wrócić do dzieciństwa, o którym często zapominamy:) Mam trzy siostry, więc w domu było wesoło:) Psikusa mamie zrobiłam ja, jako najstarsza. Była zima, poranki przepełnione ciemnością, mama wstawał wcześniej niż my, a pomagał jej w tym elektroniczny budzik z radiem. Ponieważ zawsze troszeczkę marudziła, że gdy jest tak ciemno ciężko się jej rozbudzić, postanowiłam jej to ułatwić:) Gdy rodzice już spali, poszłam do ich pokoju i na budziku, w miejscu w którym znajdował się przycisk wyłączający alarm położyłam małą kosmatą maskotkę. Mama wyłączając budzik tak głośno krzyczała, że obudziła wszystkich. Dodatkową atrakcją były nietoperze zawieszone zaraz przy wejściu do łazienki:) Pobudkę miałyśmy znacznie wcześniej niż zwykle, a każdego następnego dnia budzik musiał wyłączać tata:)Pozdrawiam Justyna.
Anonimowy - nagroda niespodzianka
Ja tak czytam o Twojej Hani to sama nabieram ochoty na taką cudowna poukładaną królewnę.. ja nigdy taka nie byłam bo ani ze mnie rozważ na ani romantyczna istota.. w tej chwili to raczej nerwowa matko-kucharka dwójki a nawet trójki facetów. Ostatnio sama zaczęłam na siebie mówić hous komando bo "kto to ogarnie jak nie ja? no kto.."
Moje dzieciństwo to wieczne psoty.. ja i mój o 13 miesięcy młodszy brat to było połączenie wybuchowe.
Mikstura, której działanie ustało wraz z rozdzieleniem powodowanym moim pójściem do 0A w wieku lat sześciu.No ale zanim, no to działo się oj działo..Sztandarowa historia wspominana na każdej imprezie przez rodziców i dziadków naszych:Bohaterowie: Ja, mój Brat, wujek Boguś i ukochana babcia Celinka (dziś lat 86 i absolutnie szczegółowa pamięć co do tej historii)Od początku. Wujek Boguś pracował w Turcji. Na kontrakcie. Wujek Boguś zawsze przywoził z Turcji fajne rzeczy które w latach 90tych były perełkami, szczególnie dla dzieciaków. Kontrakt się skończył. Wujek wrócił. A razem z wujkiem przyjechały zapalniczki. Piękne.. przepiękne ozdobne zapalniczki. W większości puste. Trzy były prezentem dla mojego taty.
Dwie były fabrycznie nowe i zupełnie puste. Jedna była używana ale nie odpalała więc starszyzna rodzina uznała komisyjnie, że też jest pusta. Nie była. Ale o tym za chwilę.
Zapalniczki tato schował. W szufladzie. Tatowej szufladzie, która była pełna rzeczy opatrzonych hasłem "dzieci, tego nie ruszamy!"Przyszło popołudnie pod hasłem : nudaBabcia poszła wieszać pranie na strych, szuflada kusiła od kilku dni. Kusiły zapalniczki. zajrzeliśmy. wybraliśmy jedną i biegiem do pokoju. Schowaliśmy się za kanapą rodziców, która była przykryta piękną kapą. Pstrykaliśmy zapalniczką. Bardzo nam się to podobało. Nagle pstryk i iskierka. Jedna. Przeskoczyła prosto na kapę. Pojawił się ogień.Mój brat, pełen genialnych pomysłów chwycił za ligninę (mama pielęgniarka więc zawsze w domu zapas był na wypadek kataru w domu). Płomień wystrzelił. Pobiegliśmy po babcię. Kiedy babcia usłyszała rumor od razu zorientowała się w czym rzecz. Zawołała mojego brata. Na pytanie co się dzieje mój 4 letni brat ze stoickim spokojem odpowiedział: Pali się pożar babciu.Babcia od razu zagasiła płomienie. Uchyliła okno. Niestety kapy z łóżka rodziców nie udało się uratować. Jak i samej kanapy również.Mama, która z daleka dostrzegła dym wydobywający się z okien mieszkania, pobiła wtedy swoisty rekord prędkości w pokonaniu drogi szpital-dom.. Cała historia skończyła się w opinii rodziny pozytywnie - pojawiła się nowa kanapa! Choć pięknej kapy moja mama nie odżałowała nigdy zwłaszcza, że był to jej prezent ślubny. W tym roku mają z tatą 30 rocznicę ślubu. Zamierzamy z bratem zamówić im taką szydełkowana kapę. Na szczęście zachowały się zdjęcia :)Karolina Dulska
GRATULUJĘ I DZIĘKUJĘ ZA WSPÓLNĄ ZABAWĘ !!!
X
lat temu na moim osiedlu budowano parking. Zrobiono piękną gładką
betonową wylewkę. Ja miałam jakieś 10 lat, brat 4. Musiałam go pilnować
na dworze a wcale mi to nie pasowało. Miałam swoje koleżanki a brat
ciągnął się za nami i marudził. Wymyśliłam sobie, że jak stanie w świeżo
wylanym betonie to go tam zamuruje na parę godzin, unieruchomi i będzie
stał w miejscu a ja później po niego wrócę. No i go tam postawiłam...
Panika zaczęła się w momencie kiedy ten po kilku chwilach zaczął ryczeć
bo nie mógł się ruszać :) Jak przystało na wspaniałomyślną i
odpowiedzialną siostrę pobiegłam go więc ratować. Długo by opowiadać o
akcji ratunkowej... Efekt końcowy - 4 nasze buty zostały tam do dzisiaj
pod 20 cm betonową kołderką :) Warto wspomnieć że kupno tenisówek było
wtedy dużym wyzwaniem... Inne konsekwencje przemilczę dla dobra bloga :)
bsmail@op.pl
- See more at: http://www.bistromama.pl/2015/05/chce-byc-takataki-jak-ty-sodkie.html#morebsmail@op.pl
Ojeju:) dziekuje ze sie zalapalam na niespodzianke:)
OdpowiedzUsuńmonika szlendak
Nie ma za co :) wyśle po długim weekendzie :)
UsuńAle miło ! Nie dość że dzięki tobie odżyły wspomnienia to jeszcze taka niespodzianka ! 😘
OdpowiedzUsuńNoooo :) ten beton to ja zapamiętam na długo!
UsuńJednak warto było robić te psikusy :)
OdpowiedzUsuńOgromnie się cieszę z wygranej :))))
Ja również się cieszę :) Te komentarze są cudne!
UsuńNiektórzy widze się nieźle rozpisali. Też bym mógł coś dodać pewnie w tym temacie gdybym sięgnął pamięcią :)
OdpowiedzUsuńhistoria o wychodzeniu na dwór po drzewie z 2 piętra mnie rozbiła..:) dobrze że ja na parterze mieszkam:)
OdpowiedzUsuńTak... ja bym na to nie wpadła, ale czyta się o tym super :)
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńdziś otrzymałam przesyłkę"niespodziankę". Dziękuję w imieniu swoim i córeczek, które były baaaaardzo zadowolone ze słodkich upominków.
Pozdrawiam Justyna
Witam, bardzo się cieszę, ze niespodzianka się udała :) Pozdrawiam bardzo serdecznie! Justyna :)
Usuń