Chwila wytchnienia :) Konkursu z Wedlem c.d.
Kontynuuję wpisy urodzinowe :) I tak się składa, że idealnie wpisują się one swoją tematyką w Dzień Matki i Dzień Dziecka. Nie wiem jak Wy, ale ja baaaardzo lubię ten czas majowo-czerwcowy, celebrowanie Dnia Matki, laurki cudne od dzieci. Wspomnienia związane z moją mamą, do której już nie mogę ani pobiec ani zadzwonić. Ostatni prezent, który ode mnie otrzymała z okazji tego święta 15 lat temu... korale w kolorze pereł. Nie wiedziałam wtedy ani ja, ani ona jak będzie wyglądać moja przyszłość. Czy kiedykolwiek pojawią się jej wnuki na świecie.
Pojawiły się, a jakże. A ja dziś ta bardzo chciałabym móc je zabrać do mojego rodzinnego domu. Pokazać gdzie bawiłam się w chowanego, gdzie zrywałam czereśnie prosto z drzewa, której sąsiadce pokazywałam język w kościele, z którego ogródka podkradałam szczaw z koleżankami.I pewnie któregoś dnia tak zrobię…
Tymczasem dzieci piszą własną
historię i własne wspomnienia. My, jako rodzice czy chcemy czy nie,
pomagamy im w tym i jak to się teraz ładnie mówi "kreujemy"
ich codzienność. W niedzielę wieczorem, kiedy szykowałam dzieci
na poniedziałek, złapałam się na tym, ile myśli przebiega mi
na minutę przez głowę: piżamka do żłobka, Hania strój ta
tańce do szkoły, bo zaraz po szkole ma taniec i nie może tego
stroju zapomnieć, zadzwonić do dziadka i potwierdzić, że
odbierają Hanię, w drodze do pracy odebrać publikację po
zatwierdzeniu (i myśl - co zrobię jak jej nie będzie), zamówić
strój dla Hani, bo potrzebuje na występ, a o 8 rano w poniedziałek
jeszcze endokrynolog...,wieczorem basen, pieniądze z bankomatu muszę
wypłacić, bo koniec miesiąca i trzeba się rozliczyć, pozbierać
rysunki od dzieci z klasy Hani, bo pani jedna odchodzi i trzeba ją
pożegnać, a że sama na ochotnika się zgłosiłam to mam kolejne
zadanie do wykonania… :)
Tak nie mam tylko ja. Tak ma
pewnie zdecydowana większość mam :) I jak w tym wszystkim
zorganizować czas wolny dla dzieci i dla rodziców? Mogę
odpowiedzieć tylko za siebie, bo każdy jest inny i każdy lubi inne
aktywności. My w tym roku postawiliśmy na tereny zielone. Nasza
opolska Wyspa Bolko, Chata w Lesie (dzięki uprzejmości znajomych),
Jeziora Turawskie. Nie pchamy już przed sobą wózka, bo Franek do
perfekcji opanował rowerek biegowy, a Hania w końcu nauczyła się
jeździć na dwóch kółkach, a od dwóch lat śmiga na rolkach jak
szalona.
Tylko my z mężem ciągle pozostajemy w tyle, ale pierwsze koty za płoty, co prawda nie kupiliśmy jeszcze wymarzonych rowerów (to zostawiamy sobie na przyszły sezon), ale za to oboje w tym roku zainwestowaliśmy w sprzęt do biegania. I tak dzieci na rowerach jeżdżą, a my za nimi biegamy :)
Tylko my z mężem ciągle pozostajemy w tyle, ale pierwsze koty za płoty, co prawda nie kupiliśmy jeszcze wymarzonych rowerów (to zostawiamy sobie na przyszły sezon), ale za to oboje w tym roku zainwestowaliśmy w sprzęt do biegania. I tak dzieci na rowerach jeżdżą, a my za nimi biegamy :)
Pogoda
teraz na takie wyprawy idealna! Zielono, majowo, temperatura
idealna! Podczas weekendowej laby mieliśmy okazję podjadać
pyszne, czekoladowe produkty Wedla:
- Czekotubki
- Batoniki Oki! (mleczny z ziarnami zbóż i mleczno-truskawkowy)
-
Porcjowane Ptasie Mleczko® - Extra mleczne z dodatkiem wapnia z mleka (w jednym opakowaniu 6 porcji po 5 kostek).
A kiedy pogody nie ma -
najczęściej siedzimy w domu. Nie ukrywam - ja lubię, bardzo lubię.
Wtedy mam poczucie, że czas płynie wolnej a ja z wszystkim zdążę. I się posprząta, i ugotuje, i pranie poskłada, i kawę
wypije, i gazetę poczyta. To tak do południa, bo po południu
wszystkie czynności należy powtórzyć raz jeszcze. Nic już nie
leży na swoim miejscu, dzieci roznoszą po domu wszystko, co tylko
wpadnie im w ręce.. Tu farby, tam ubrania, kubki, rozlana woda,
klocki, kartki… ale smutno byłoby bez „tego wszystkiego”,
czyli całego świata mojego :)
***********************************
KONKURS
TEMAT:
PSIKUS
Podzielcie się w komentarzach pod
tym postem lub pod wcześniejszym, o tu KLIK
KLIK, o swoim największym i najbardziej
zapamiętanym przez Was i Waszych rodziców PSIKUSEM. Takim, który
najbardziej pamięta się z dzieciństwa, a nie wieku nastoletniego,
na temat którego krążą już w rodzinie legendy, ale wtedy (te
kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu) Waszym rodzicom wcale nie
było do śmiechu :)
Czas
trwania konkursu: 22 – 30 maja 2015 r.
Ogłoszenie wyników:
1 czerwca 2015 r. (poniedziałek)
Warunki niezbędne:
-
pozostaw komentarz w poście - odpowiedź na zadanie konkursowe
-
zapoznaj się z REGULAMINEM
oraz
-
pozostaw w komentarzu swój adresu mailowy. Jeśli z pewnych względów nie chciałbyś tego robić, prześlij proszę na moją skrzynkę (bistro.mama@hotmail.com) swój adres mailowy oraz nick, którym podpisałaś/eś swój komentarz pod tym postem.
Sponsorem nagród jest WEDEL
:)
nie wiem czy to mieści się w kategorii psikusów, ale byłam raczej grzecznym, aczkolwiek bujającym w obłokach dzieckiem :)
OdpowiedzUsuńmając kilka lat byłam ekstremalnie zafascynowana bajką, którą dostałam na VHSie od wujka. niesamowita. polski lektor i niemiecki dubbing... ale ona tak pięknie śpiewała! zakochałyśmy się w niej - ja i moja przyjaciółka_na_śmierć_i_życie. pani w przedszkolu dostawała pulsującej brwi jak tylko widziała, że rozpinamy w kącie misternie zaplecione przez mamy warkocze i rozpinamy wielkie kokardy - ot, taka moda - i biegamy z rozwianym włosem między zabawkami, które były naszą rafą koralową...
ale nie o tym miałam mówić :)
była wtedy pełnia okresu kwitnienia rzepaku. jak tylko zobaczyłyśmy, jak niesamowite ma kolory, a po deszczu - wszędzie kropelki wody - od razu porzuciłyśmy plac zabaw, kocyk, lalki i ruszyłyśmy w objęcia naszego wodnego świata. pływało się w nim - dosłownie pływało! - oszałamiająco! do dziś pamiętam, że jak udało nam się wyjść z tego magicznego morza to wyglądałyśmy bardziej jak mokre kurczaczki niż małe syrenki...
ale! powracając do naszego rzepakowego nurkowania - oczywiście zapomniałyśmy o bożym świecie. zaczynało się ściemniać, a my nie potrafiłyśmy znaleźć wyjścia z oceanu pięknych kwiatów. zaczynało być zimniej i strach zaczął czaić się w oczach przyjaciółki... ja też niekoniecznie popisałam się odwagą. małe kajbry niewystające ponad otaczające rośliny. i wszędzie rzepak.
na szczęście przed polem zostawiłyśmy kocyki, lalki i... kokardy, które miały utrzymać naszą grzywę. rodzice szybko nas odnaleźli, ale napędziłyśmy im niezłego stracha! najpierw wyściskane, później ogrzane i nakarmione, a na koniec posadzone w kącie z karą na małą syrenkę od teraz na wieki wieków...
oczywiście drugiego dnia poprosiłam o rybki na obiad i takie fajne, zielone /szpinak - tak! lubiłam!/, a mama włączyła mi VHSa z ulubioną kreskówką.
dziś, przechodząc obok tego pola, z nostalgią wspominam cudowne lata. okazuje się, że cały płat można obejść w 10 minut, ale dziecięca skala i wyobraźnia nie mają granic...
i wiecie co? do tej pory jedyną słuszną wersją małej syrenki jest ta niemiecko-polska, a ja - najbardziej lubię rudą księżniczkę podwodnego świata, pływającą wśród morza kwiatów z rozwianym włosem...
Ooo, i ja pamiętam pewną sytuację, która okropnie przeraziła mnie w wieku 10 lat, a dziś śmieję się do łez podziwiając swoją wyobraźnię, a mianowicie...
OdpowiedzUsuńNa moment zostałam sama w domu, nie zastanawiając się długo chciałam zrobić rodzicom przyjemność i podlać kwiaty, których stało mnóstwo w dużym pokoju, na podłodze, pod oknem.
Z zadowoleniem lałam wodę (oczywiście jej nie żałując) i lałam, a gdy już prawie skończyłam podlewanie ostatniego kwiatka, ciach... nogą strąciłam doniczkę stojącą obok!
Piach, a raczej już błoto, rozlało się, kwiat wyleciał...
I tak oto wpadłam na pomysł, by na to błoto położyć ścierkę (niby mądry pomysł- na wsiąkanie wody to działa), odrobinę potarłam, a kiedy ją podniosłam zobaczyłam ogromną, czarną breję z grudami piachu!
Nie zastanawiając się długo, wyciągnęłam odkurzacz, zassałam breję i znowu klops- odkurzacz zaburczał i przestał działać!
Rodzice początkowo przerażeni widokiem pokoju, kolejno zezłoszczeni spalonym odkurzaczem, w końcu stanęło na gromkim śmiechu (uuuffffff).
Dziś, w swoim domu, nie mam ani kwiatów na podłodze, ani odkurzacza z workiem :)))
Magdalena.
Zapomniałam o mailu :)
Usuńreminiscence81@wp.pl
Było nas pięcioro, mały odstęp wiekowy, jakieś 30 lat temu, kiedy świat nie znał Cartoon Network i innych wymysłów dzisiejszych czasów, a jedyna bajka trwała 10 minut i nie zawsze o niej pamiętaliśmy. Przed telewizorem spędzaliśmy niewiele czasu, ale zawsze znalazło się coś ciekawego do roboty i nie pamiętam, abym mówiła tak, jak dzisiaj moje dzieci:"Mamo, nudzi mi się...". Moje dzieciństwo nigdy nie było nudne, a towarzystwo zawsze w pokoju (mieliśmy tylko 2 pokoje na 7 osób!!! i normalni jesteśmy :-)) ... Był grudzień i choinka, świeża, ozdobiona tym, co przygotowaliśmy sami, tnąc i sklejając łańcuchy w długi zimowe wieczory oraz zdobyty cudem przez mamę olbrzymi pęk włosów anielskich, które sprawiały, że nasza choinka miała niebiański wprost wygląd... Jacy my byliśmy dumni z takiej choinki. Stała dumnie na ławie w dużym pokoju, na tle okna. Podziwialiśmy, oglądaliśmy, nie podjadaliśmy ukradkiem cukierków, bo o to, czy można było zjeść cuksa z choinki należało zapytać... ale pewnego dnia, wieczorem, nie wiem ,czy to z nudów (bo przecież się nie nudziliśmy) brat zapytał, czy jak się pali włos anielski? Hmmm... to było bardzo dobre pytanie. Pytanie, na które nikt z nas nie potrafił odpowiedzieć... Hmm, sprawdź, jak nie wiesz, bąknęłam... Ano sprawdził, chociaż do dzisiaj nie wiemy skąd wziął zapałki. Chcecie wiedzieć, jak się pali włos anielski? BARDZO SZYBKO!!! Na tyle szybko, że jak płomień poszedł w górę choinki, zdążyłam krzyknąć, choinka się pali, rodzice wpadli do pokoju, a brak gasił pożar dłońmi, klaskając w płomienie... Ogólny popłoch i krzyk... Na szczęście skończyło się na strachu, paru pęcherzach na dłoniach brata, kilku stłuczonych bombkach i zapytaniu sąsiada nastepnego dnia:" Czy nie zapaliła Wam się przypadkiem choinka wczoraj? Bo akurat przechodziłem pod oknem i zauważyłem..." Zawsze znalazł się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze i dlatego wszystko wiedział :-) Co do nas, dzieciaków, to byliśmy na tyle wystraszeni, że nawet karać nas nie było sensu... Wystarczyło ,że tata zapytał:"A gdzie byśmy mieszkali, jakby spalił się dom????
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że moim dzieciom nie wpadnie nic podobnego do głowy...
agnieszka.czapska-pruszak@wp.pl
UsuńChciałbym się podzielić swoim psikusem, ale to chyba by był za duży hardkor, przynajmniej ten który mam na mysli :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w konkursie.
"Psikus" z rodzaju tych mocno dla rodzica niekomfortowych sytuacji miał miejsce u mojej nieco dalszej rodziny. W odwiedziny przybyliśmy nie tylko my, ale i znajomi owej rodziny. Ja, dziewczynka lat nieco ponad 7, o twarzy aniołka bujam się na hamaku rozwieszonym pomiędzy dwoma drzewami na leśnej polanie. Przychodzi do mnie jeden ze znajomych i sympatycznie zapytuje jak się nazywam, ile mam lat, czy mi się tu podoba. Co robi dziewczynka o twarzy aniołka? Niemniej sympatycznie (ponoć) zapytuje: "Chcesz w mordę?". Historia krąży w rodzinie do dziś wywołując salwy śmiechu. Dobrze, że Pan Kaziu (będący adresatem mojego jakże niewinnego pytania:) był człowiekiem wyrozumiałam i w latach kolejnych żyliśmy w wielkiej komitywie.
OdpowiedzUsuńkaja.marchel@gmail.com
UsuńJa zrobiłam moim rodzicom kilka psikusów..
OdpowiedzUsuńweszłam do pralki..
wsadziłam głowę w szczeble na schodach- musieli je wycinać,
uciekłam babci na targu (miałam 4 lata) - 2 godziny mnie szukali..
obcięłam sobie włosy przy samej głowie- bo mi warkoczyki przeszkadzały..przez co ogolona na zapałkę chodziłam..
jeszcze by wiele tego było;) Ale w szczegóły wdawać się nie będę;)
Mój mail; werciakol@gmail.com