Ciastka cytrynowo-maślane (idealne do stempelków)
Już jutro Franek kończy pierwszą grupę w żłobku. Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia, stresu i własnego zamotania. Franek zaczął chodzić do żłobka w połowie września ub. roku. Ja wracałam do pracy od października. W pierwszym tygodniu zostawiało się dzieci na godzinę, dwie. Rano zaprowadziłam Franka do żłobka, wróciłam do domu, przyszła do mnie kochana Ewa, ciocia Hani i jej opiekunka przez trzy lata... Nie potrafiłam nawet skupić się na rozmowie. Po godzinie pognałam do żłobka, żeby odebrać spłakane dziecko. A dziecko wyszło uśmiechnięte, zadowolone, a ja zorientowałam się, że nie mam ani jego czapki, ani kurteczki jesiennej. Zabrałam te wszystkie rzeczy ze sobą do domu, sama nie wiem po co. Niosłam więc Franka przez miasto na rękach, otulonego w moją kurtkę, w mojej apaszce na głowie zamiast czapki i kolejny raz myślałam o sobie, jaka jestem niepozbierana.
Kolejne dwa tygodnie były trudne i dla mnie, i dla Franka. I dla innych dzieci, ich rodziców i cioć w żłobku. Ryk w szatni, ryk w sali. A po dwóch tygodniach jak ręką odjął. Franek zaczął sam pukać do drzwi i dawać ciociom sygnał, że oto już jest. Gotowy do psocenia, z zapasem pieluch pod pachą. Przez rok nie chorował nam prawie wcale! Raz miał niegroźny kaszel, raz gorączkę. I tyle. Mało kto wierzy, że dziecko żłobkowe przeszło pierwszą grupę, najbardziej narażoną na zarazki i wirusy, bez poważniejszych powikłań. Więc jesteśmy wyjątkiem i dobrze nam z tym :)
Bałam się zawsze opieki w państwowych placówkach. Hania miała ciocię Ewę tylko dla siebie, a w żłobku wiadomo. A tu okazuje się, że dziecko w grupie radzi sobie super, choć raz został pogryziony przez innego chłopczyka, choć w ostatecznym rozrachunku na dobre mu to wyszło, bo od tej pory Franek przestał gryźć Hanię :) Ciocie są ciepłe, cierpliwe i uśmiechnięte. Każda bez wyjątku. Informują wyczerpująco o wszystkim i nie zdarzyło się, żebym kiedykolwiek została niedoinformowana. Pracują w hałasie, pieluchach, płaczu, wołaniu, jojczeniu... i mają jeszcze niespożyte pokłady cierpliwości dla rodziców. Chapeau bas drogie Panie!
Ciasto z tego przepisu idealnie nadaje się do wszystkich ciastek wykrawanych foremkami. Sam przepis pochodzi z jednego z pierwszych numerów "Dekoracji Ciast". Sok i skórkę z cytryny można zastąpić ekstraktem waniliowym, mielonym kardamonem, dodatkiem kakao. To ciastka, które "trzymają kształt". I choć nie mam ręki ani talentu do precyzyjnego odciskania stempelków, to jak na pierwszy raz wyszło całkiem całkiem :) A stempelek był dodatkiem do urodzinowego prezentu od koleżanek i kolegów z pracy. I jeszcze wierszyk cudny był!
składniki:
na małą porcję (20-30 ciasteczek)
- 125 g masła
- 125 g cukru pudru
- 1 jajko
- skórka z 1/2 cytryny
- sok wyciśnięty z 1/2 cytryny
- 250 g mąki pszennej
- szczypta soli
Miksujemy cukier z masłem, dodajemy jajko, sok oraz startą skórkę z cytryny. Na koniec mąkę, szczyptę soli i wyrabiamy gładkie ciasto. Wkładamy do lodówki na pół godziny. Rozwałkowujemy, wykrawamy dowolny kształt ciastek. Jeśli będziemy używać stempelków, wycinamy okrągłe ciastka, średnicą dopasowane do stempelków, przenosimy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i odciskamy na każdym stempelek. Pieczemy ok. 10-12 minut w 180 st.
Super są te ciasteczka! :) Szukałam właśnie przepisu na takie, które nie będą się rozlewać i tracić kształtu ;)
OdpowiedzUsuńa właśnie takie przepisu szukałam, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńchyba dziś z Miko zrobię. Mamy taki wspólny wieczór. :)
OdpowiedzUsuńa jeśli chodzi o żłobek - robimy podejście numer 2. Miko od września idzie do Państwowego. W prywatnym pokojnały nas choroby :( i chyba to, że młody po cześci nie do końca przyzwyczaił się do niego.
Choć cieżko było jak 2 tygodnie był w domu, 3 dni w żłobku i znów choroba :(
może teraz będzie lepiej.
Sylwia, pamiętam jak pisałaś na FB :( Jest teraz trochę starszy, odporniejszy, będzie dobrze! Choć wiadomo, pierwsze dni do lekkich nie należą :)
UsuńCiastka cudne zaraz po urlopie zabiorę się za pieczenie :-D tylko jeszcze nabędę stępelki ;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie się jutro wybieram po takie stempelki :>
OdpowiedzUsuńMoje dziecko też własnie kończy pierwszą grupę. Ech, jak sobie przypomnę ten wrzesień i moje wylane łzy .... Na szczęście Mała Mi okazała się wyjątkowo łatwo przystosowującym się dzieckiem. Co prawda choroby nas nie ominęły, ale po dwóch miesiącach adaptacji nastał spokój ;) Od wrześnie druga grupa i niestety przymusowa adaptacja do nowego żłobka na 2,5 miesiąca na Piastowską. A wy gdzie chodzicie ?
OdpowiedzUsuńCIasteczka kuszące, stempelki świetnie im dodają uroku. Pozdrawiam :)
Angie, Franek chodzi na Pl. Teatralny :) Dziś był pierwszy dzień w żłobku przy Piastowskiej, bo mamy przerwę w swoim i poszło super! Zero płaczu, zero wstydu :) W sierpniu wraca do swojego, ale odpukać i tu i tu dobrze mu :)
Usuńa ja chcę ciasteczko....
OdpowiedzUsuńPyszne! Zapisuję to będę mogła wykorzystać wreszcie moje stempelki..:)!
OdpowiedzUsuńciasteczka prezentują się nieziemsko smakowicie, jutro mam wolne i już wiem co będę robiła..:) co prawda stempelków jeszcze nie mam, ale odkurzę moje foremki do ciasteczek. Stempelki są już na liście zakupów:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Em
Wiesz co jest moim problemem w przypadku takich ciastek? Że każde ma inną grubość :( i jedne zdążą się nieźle przypiec a inne nie. Mocno zastanawiam się nad zakupem wałka z tymi miernikami grubości. Co myślisz??
OdpowiedzUsuńA w kwestii pieczenia... masło ma być miękkie? Bo skoro zmiksować je z cukrem... Czy raczej zimne i traktujemy te ciasteczka jako kruchopodobne? Proszę o szybka odpowiedź, bo mają z nich powstać walentynkowe serca :-)
OdpowiedzUsuńMasło nie musi być zimne, może mieć temperaturę pokojową :) Udanych Walentynek :)
UsuńWykorzystałam właśnie moje stempelki ;)! Dziękuję za przepis i pozdrawiam :)!
OdpowiedzUsuńw życiu takich pysznych ciastek nie zrobiłam, mega kruche idealnie maślane, super!
OdpowiedzUsuńOj, też wypróbuję ten przepis :).
OdpowiedzUsuń