Bułki orkiszowe. Sześciolatki idą do szkoły, a mama przeżywa...
Mam córkę z I półrocza 2008 roku. W chwili obecnej oznacza to jedno - musi obowiązkowo pójść do szkoły w tym roku. I choć mam bardzo mieszane uczucia (o tym za chwilę), to nie żadne noworoczne postanowienia zaprzątają mi głowę, a właśnie fakt, że od września to małe dziecko pójdzie do szkoły. Niedawno kupowałam jej zimowe buty, gdzieś przez myśl przemknęło mi, że powinny być dobre również w przyszłym sezonie... i znowu ta szkoła przed oczami...
Nie jestem zdecydowaną przeciwniczką puszczania dzieci do szkoły w wieku sześciu lat, ale jestem przeciwna puszczaniu dzieci do szkoły w chaosie i nieprzygotowaniu. Obrońcy twierdzą, że szkoły są przygotowane, że klasy są przystosowane, że program też jest odpowiednio dobrany. Ale każdy mówi tylko o pierwszej klasie. A później jest druga i trzecia, i w końcu czwarta, która jest programową przepaścią dla ciągle o rok młodszego rozumku.
Rozmawiałam ostatnio z koleżanką, której syn poszedł do szkoły jeszcze jako siedmiolatek. Zadałam jej standardowe pytanie - jak mu się podoba? Więc w szkole jest świetnie, jest fantastyczna pani, ale.... ale ponoć po pani z przedszkola, która znana jest ze swojego rygoru w całym Opolu, każda inna pani jest lepsza, łagodniejsza i milsza. No tak, kolejna sprawa, o której nie pomyślałam... Hania ma dwie fantastyczne panie w przedszkolu, którym można siadać na kolanach, do których można się bezustannie przytulać, które same dzwonią i pytają jak zdrówko, a po powrocie do przedszkola witają słowami "tęskniliśmy za tobą, Haneczko". Jaką wychowawczynię będzie miała Hania w pierwszej klasie? Nie wiem, okaże się we wrześniu. Obawiam się jednak, że może być zupełnie odwrotnie niż u syna mojej koleżanki.
Hania jest najmniejszą dziewczynką w grupie, została przeniesiona o rok wyżej zaraz na początku przygody z przedszkolem. Ze zmiany zawsze byliśmy zadowoleni. Gdybym miała teraz wybór - miałabym ogromny dylemat. Nie chciałabym jej jeszcze puszczać do szkoły, ale z drugiej strony nie chciałabym też, żeby została w przedszkolu. Bo jeśli by została - zmieniłaby się niemal cała grupa i panie wychowawczynie. W tej sytuacji chyba wypada podziękować Ministerstwu za podjęcie decyzji za mnie...
Pomijając aspekty psychologiczne - czy dziecko jest gotowe czy nie, aspekty techniczne - czy szkoła jest przygotowana czy nie, są jeszcze aspekty matczyno-egoistyczne. Do tych bardziej egoistycznych na pewno należy zaliczyć to, że dzieci szkolne mają dwa miesiące wakacji, dwa miesiące ferii, wolne przed Bożym Narodzeniem i po... A rodzice pracują. I nie zawsze można opiekę zorganizować. A w domu jeszcze samo nie zostanie. I pomyśleć, że ten problem mógł nas jeszcze nie dotyczyć przynajmniej rok czasu. Z drugiej strony aspekt mój matczyny - pracuję na zmniejszonym etacie. Z pracy wychodzę o 14.30, mam możliwość przedłużenia takiego czasu pracy maksymalnie do września 2015 roku. Tak więc przynajmniej całą pierwszą klasę Hani, będę mogła odbierać ją o przyzwoitej godzinie ze szkoły. Rok później nie byłoby już to możliwe.
Do tego sama szkoła... duża, tuż przy ruchliwej ulicy. Z drugiej strony najbliżej, po drodze do mojej pracy. Hania taka malutka. Czy zje śniadanie, które jej spakuję... czy nie zapomni, czy na stołówce będzie umiała się odnaleźć, czy z klasy do toalety będzie daleko, czy toalety osobne dla maluszków i tych, którzy już na wylocie do gimnazjum... Czy jej dawać drobniaczki, czy wszystko wyda w automacie z batonami, a na takie bułeczki orkiszowe ani nie spojrzy.
Nie widzę tego września... ale wyjścia nie ma ani Hania, ani ja. Szkoda mi tylko, że ten czas przedszkolnej beztroski się skończy. Ale drżyjcie panie, do przedszkola za 1,5 roku nadchodzi Franek!
składniki:
- 500 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
- 250 ml wody
- 40 g drożdży
- 4-5 łyżek oliwy z oliwek lub oleju
- 1 łyżeczka cukru
- 1 łyżeczka soli
- 1 jajko do posmarowania
- ziarna do posypania (np. sezam, dynia, słonecznik, mak, czarnuszka)
Z drożdży, ciepłej wody, cukru i łyżki mąki robimy rozczyn. Odstawiamy na 15 minut w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Na stolnicę wysypujemy mąkę, dodajemy rozczyn, oliwę lub olej oraz sól i wyrabiamy kilka minut, aż ciasto będzie jędrne i gładkie. Odstawiamy w plastikowej misce przykrytej ściereczką do wyrośnięcia na kolejne 15 minut.
Ciasto dzielimy na tyle części, ile bułek chcemy upiec (6 większych lub 10 mniejszych). Formujemy w rękach bułki, odkładamy na blachę wyłożoną papierem, smarujemy roztrzepanym jajkiem i posypujemy ziarnami. Odstawiamy na 10-15 minut. Piekarnik rozgrzewamy do 190 stopni. Bułki pieczemy ok. 25 minut.
Przepis pochodzi z broszury "Domowy wyrób chleba"
Oj, jak bliskie są mi te przemyślenia! Również nie jestem jakąś zdecydowaną przeciwniczką sześciolatków w szkołach, ale wolałabym jednak, żeby pozostawiono mi w tej sprawie wolną rękę, przynajmniej dopóki szkoły nie są w 100% do tych zmian przygotowane. Staram się nie martwić na zapas, bo ostatnie doświadczenia nauczyły mnie, ze nasze dzieciaki potrafią nas zaskoczyć i niejednokrotnie martwimy się niepotrzebnie i na zapas, ale... jak tu się nie martwić? Trzymam kciuki za córkę!
OdpowiedzUsuńBułeczki muszę upiec, dawno nie piekłam z orkiszu, a ta mąka wyjątkowo mi zawsze służy, wiec tym bardziej do niej wrócić :-)
Przekonałam się już sama niejednokrotnie, że rodzic przeżywa bardziej niż dziecko... tak i z przedszkolem, i ze żłobkiem :) Niech to się potwierdzi i tym razem.Bułeczki zaczęłam piec raz w tygodniu i mrozić na zapas :)
UsuńMoje dzieci przeszły już edukację wczesnoszkolną ale pamiętam swój strach o nie. Martwiłam się czy sobie poradzą z nauką, czy znajdą się w dużej szkole, czy będą miały przyjaciół. Wszystko ułożyło się lepiej niż myślałam, jestem z nich dumna, że sobie tak dobrze poradzili. Po trzeciej klasie była też zmiana szkoły i miejscowości, znowu był strach i znowu okazało się, że świetnie i szybko się odnaleźli. Bądź dobrej myśli i nie okazuj swojego strachu przy dziecku. Trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńBułeczki wyglądają przepysznie! Córka, nauczona przez mamę dobrego odżywiania, na pewno nie zejdzie na złą drogę "śmieciowego" odżywiania :)
Chyba każdą mamę to dopada :) Obaw mam całe mnóstwo... dodatkowo martwi mnie to, że Hania taka malutka jest, po swoich niskopiennych rodzicach... A szkoła taka wielka ;)
UsuńSłońce miałam tak samo, chociaż Julki nie objęła cała afera z wcześniejszym pójściem do szkoły. Zastanawiałam się czy trafi ze szkoły do świetlicy, która była na drugim końcu boiska, czy zje śniadanie, czy nie zgubi się w szkole, czy na pierwszym obozie nie zapomni się umyć, uczesać, zjeść a gdy zaczęła wracać z gimnazjum do domu to czy do niego trafi a potem czy spacerując z koleżankami po mieście nie stanie jej się coś złego.... typowe dylematy a tymczasem... Julka zawsze trafiała do świetlicy, grzecznie zjadała śniadanie, na obozie to ona opiekowała się koleżankami i to ona wprowadziła mi rygor "mamo dzwonimy do siebie tylko rano bo wieczorem mnie zasmuci nasza rozmowa", wraca z gimnazjum do domu i staje się coraz bardziej samodzielna. Chyba tak jest, że w naszych córeczkach cały czas widzimy małe dziewczynki i nawet nie zdajemy sobie sprawy ile już potrafią same zrobić.... ale za puszczaniem sześciolatków do nieprzygotowanych szkół tez nie jestem. Dacie radę - Hania na bank a Ty się nauczysz ;)
OdpowiedzUsuńKiedy opowiadałaś o Julce, miałam od razu przed oczami Hanię. Ona jest też taka rozważna i romantyczna :) I jeszcze do tego po tatusiu uparta ;) I wierzę, że da sobie radę, tylko gniecie mnie gdzieś w środku to, że to wszystko mogło się dziać dokładnie rok później :/ ale w chwili obecnej nie mam na to żadnego wpływu.
UsuńPodobne dylematy miałam półtora roku temu. Moja córka jest z listopada 2006, jeszcze mieliśmy wybór, czy pójdzie jako sześciolatek czy jako siedmiolatek. Decyzję podjęliśmy szybko... Gdy tylko pani z przedszkola zaczęła zadawać ,,zadania domowe". Po kilku dniach płaczu nad każdym malowanym czy rysowanym obrazkiem, rozpaczy nad każdą krzywo postawioną kreską i przeżywaniu ,,tak brzydko mi wyszło" miałam DOSYĆ! Wyobrażacie sobie dziecko w pierwszej klasie, które DWIE GODZINY koloruje liść klonu? Bo ja nie. Gdy poinformowaliśmy panią w przedszkolu, była w szoku: ,,Dlaczego państwo nie puścicie Marcysi do I klasy? Świetnie czyta, liczy, doskonale radzi sobie na niemieckim i angielskim". Tak, ale nie radziła sobie z emocjami... Dzisiaj Marcysia jest przeszczęśliwą siedmioletnią pierwszoklasistką, nauczyła się, że jeżeli jakaś literka nie jest idealna, to nie trzeba rozpaczać, a i my jesteśmy spokojni, że sobie poradzi.
OdpowiedzUsuńMłodsza córka pójdzie jako sześciolatek, ale o nią się tak bardzo nie martwimy - jest zupełnie inna, emocje nią tak nie targają.
I twierdzę, że jednak rodzice powinni mieć wpływ na to, czy ich dzieci pójdą wcześniej czy później do szkoły...
A na koniec... Pracuję w szkole, mam mnóstwo znajomych nauczycieli - szkoły nie są do tego przygotowane! Dzieci w pierwszej klasie miały mieć czas na zabawę, ale program jest tak ułożony, że większość nauczycieli ledwie się wyrabia z realizacją, a gdzie zabawa?... Kolejny raz dorwał się do planowania ktoś, kto szkołę widział ostatni raz, gdy był uczniem...
A z drugiej strony - na szczęście dzieci są świetne, w większości sobie dobrze radzą i na pewno niejednokrotnie zaskoczą nas - zatroskanych rodziców...
Pozdrawiam wszystkie mamy - trzymajmy się!
A teraz idę piec bułeczki:)
Dziękuję za te słowa! Ja jeszcze nie byłam w szkole, do której pójdzie Hania, nie widziałam klas ani nie znam warunków. Ostatnio jedna z mam opowiadała mi o szatni dla maluchów w piwnicy, gdzie czas zatrzymał się 30 lat temu. Aż trudno uwierzyć w takie rzeczy. Ciężko będzie po przedszkolu, po tych paniach, które rozpieszczają i kochają te dzieci bezgranicznie, przestawić się na "srogość" szkoły. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńBiedne Panie w przedszkolu jak nadejdzie Franek;))) Burza ! A jeżeli chodzi o przystosowanie szkół do przyjęcia 6 latków, to mam nadzieję, że jest lepiej niż ostatnio jak miałam praktyki w szkole. Lapałam się za głowę mając w 1 klasie i 6 latki i 7 latki. Młodsi niebyli przystosowani do takiego trybu dnia. Prowadząc lekcję to miałam właśnie takie przylepy, które najchętniej by się przytuliły i nie nadążały z materiałem. Żal było patrzeć na najmlodszych. :(
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała! W się to chyba bardziej boję się o panie w przedszkolu za jakiś czas niż o Hani szkołę ;) U nas najprawdopodobniej dzieci 6- i 7-letnie będą razem... nie strasz Karola... Choć nie straszysz, potwierdzasz tylko moje obawy:(
UsuńMam dokładnie te same przemyslenia co Ty - z tym, że w anszej szkole od 3 czy 4 klasy sa dodatkowo zajęcia na dwie zmiany... i jak o naukę sama w sobie sie nie obawiam, to nie wyobrażam sobie Patrycji siedzacej 45 minut w ławce, bo ona po 5 minutach zaczyna zyc we własnym świecie i np. spiewac... co widze chociażby na nauce pływania... Póki co po rozmowie z pania wychowawczynia chcę się z nia prezjśc do poradni psychologicznej współpracującej z przedszkolem - nie zeby mi dali zaświadczenie o odroczeniu, ale zyby mi powiedzieli czy decyzja o mojej 6latce w szkole jest słuszna... bo plus tej decyzji- zpunktu widzenia matki- jest taki, że akurat bprzez prawie cała pierwsza klase miałaby mamę w domu... no i w przyszłym roku chyba jeszcze większe natezenie pierwszoklasistów, bo i drugie pólrocze 2008 i Ci odroczeni których - widze po rozmowach z matkami- wcale mało nie bedzie... ale chyba widzę coraz więcej minusów...
OdpowiedzUsuńU nas też w starszych klasach nauka na zmiany :( Ja chodziłam do małej podstawówki i dla mnie to był naprawdę szok, że w szkole podstawowej są dwie zmiany. Widzisz, ja mam te same argumenty co Ty. Co prawda nie będę w domu, ale ciągle będę na skróconym etacie. Nie mamy juz chyba Edzia wyjścia, co? Pozostaje wzajemne wspieranie się i mówienie, ze będzie dobrze! Pozdrawiam!
UsuńPowiem tak. Mam córkę , która urodziła się w grudniu, na koniec grudnia. Nie wyobrażam sobie jej w szkole jako szcześciolatki (czyli we wrześniu ciągle by miała 5 lat) w szkole. Jest już co prawda w 3 klasie, ale idąc rocznikowo do 1 klasy miała lat 6. Współczuję tego targania emocjami. Na pocieszenie moge dodać, że dzieci są mocniejsze i silniejsze od nas :). Hania z pewnością Cię zadziwi odwagą :))) . A Ty musisz zacisnąć zeby i dorosnąć do tego, że dzieci też dorastają. Niestety rząd chce , żeby nasze dzieciaki zbyt szybko poszły do szkoły. Nie wiem po co. Na marginesie z taką bułeczką Hania będzie mocna na lekcjach :). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzieci muszą szybciej pójść do szkoły, żeby szybciej zacząć zarabiać na nasze emerytury. Innego argumentu chyba nie ma. W Anglii dzieci też zaczynają edukację bardzo wcześnie, ale nie możemy się porównywać z nimi pod zadnym względem, a już najmniej pod względem przygotowania technicznego i programowego do przyjęcia takich maluchów. Sama jestem ciekawa co napiszę tutaj za rok :)
UsuńJa jestem zdecydowanie przecina obowiązkowi szkolnemu 6latków. Uważam, że jest to odbieranie dziecku roku beztroski i zabawy. Jak słucham opowieści znajomych o tym, ile dzieciom się zadaje do domu, to serce mi się kraje. Oczywiście jeśli dziecko jest wybitne i ono samo oraz rodzice chcą i świadomie decydują się na wcześniejsze rozpoczęcie nauki, to inna sprawa. Moja mała idzie do szkoły za 1,5 roku, ale już się obawiam jak to będzie, bo wciąż powtarza, że nie chce chodzić do szkoły. Żeby nie okazało się, że nie będzie jeszcze na tyle dojrzała, żeby zacząć naukę i zmienić towarzystwo, i żeby to nie wpłynęło negatywnie na jej późniejszy stosunek do szkoły.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą całkowicie. Sześciolatki to ciągle maluchy, dla których zabawa to priorytet nr 1 i nikt nie powinien tego burzyć. Niestety, odnaleźć się jakoś w tym galimatiasie trzeba będzie...
UsuńJest wyjście, tyle, że nie wiem czy do konca dobre dla dziecka.
OdpowiedzUsuńMozna zdecydować się na nauczanie domowe. Składa się podanie w szkole, do której ma chodzić dziecko i zgłaszasz się z dzieckiem dwa razy w roku na testy.
Moja córcia od wrzesnia idzie do przeszkola, a ja już drżę :)
Michalina, wolę, zeby Hania poszła do szkoły jako 6-latka od nauczania domowego. Nie można pozbawiać dziecka towarzystwa innych dzieci, nauki życia w grupie, radzenia sobie, nawiązywania przyjaźni, rozwiązywania konfliktów. No nie ma opcji :) Ja będę drżała o pani jak Franek do przedszkola pójdzie :)
UsuńJa właśnie się zastanawiam jak oni sobie poradzą z 6 i 7 latkami? Mój młodszy o 18 lat brat właśnie miał wybór i idzie do szkoły normalnie jako 7 latek. czyli pójdzie razem z Hanią. Ale teraz się zastanawiam - czy oni podzielą te klasy jakoś na 7 i 6 latków. Powinny być jakieś osobne programy nauczania. No i najgorzej będą miały dzieci z drugiej połowy roku. Pójdą do szkoły jako 5 latki!! I teraz na przykład dziecko urodziło się w grudniu, a mój brat w styczniu, ale on idzie jako 7 latek, a tamto dziecko jako 5 latek i między nimi to przecież 2 lata różnicy, a oboje trafią do pierwszej klasy?? Przecież w rozwoju takich dzieci jest przepaść!!
OdpowiedzUsuńNie mam co prawda swoich dzieci, ale i tak się przejmuję jak to będzie.
Trzymam kciuki za Hanię!
Ale macie ogromną różnicę! Moja mama miała siostrę młodszą o 19 lat :) Wszystko zależy od szkoły i ilości uczniów. Są szkoly, które będą miały klasy mniejsze, podzielone, a będą też takie, w których klasy będą duże i z wymieszanymi rocznikowo dziećmi. I takiej klasy właśnie się boję :/
UsuńJa dzieci nie mam, więc się w temacie nie mogę wypowiedzieć. Nie wiem, czy to dobry pomysł puszczać młodsze dzieci do szkoły, bo także rok młodsze będą ją później kończyć... A to wcale nie ułatwi decyzji o studiach i całym dalszym życiu...
OdpowiedzUsuńA bułeczki wspaniałe :) Ja ich bym nie zamieniła na żaden batonik ;)
To właśnie jest argument. Jeśli skończą rok wcześniej, to również rok wcześniej zaczną pracować i zarabiać na marne emerytury swoich rodziców. Mam nadzieję, że Hania też będzie wiedziała co dobre :) Pozdrawiam!
UsuńW każdej rodzinie podobne przemyślenia i problemy...
OdpowiedzUsuńOrkiszowe bułeczki ich nie rozwiążą, ale samopoczucie poprawią na pewno:-)
Aniu, tak.. Ominęła moją rodzinę reforma gimnazjalna (tzn. nie trafiliśmy w te lata "przechodnie"), to mamy sześciolatkę :)
Usuńzrobiłam, są pyszne! neistety mi nie wyrosły tak jak Tobie... zastanawiam sie, w czym tkwił błąd.
OdpowiedzUsuńedyna rzecz dość dziwna,to: nie miałam mąki orkiszowej, ale orkisz, zmieliłam go, ale nie na zupełny miała (mąkę, w sensie), bo młynek nie daje rady... może to być ta różnica?
tak czy inaczej, choć płaskie, to pyszne!
;)
Hmm... a zaczyn zaczął pracować ładnie? Bo ja miałam orkisz pełnoziarnisty tutaj więc też ta mąka nie była całkiem gładka. Piekę kolejny raz te bułki i za każdym razem ładnie rosną :) Może kwestia wyrabiania ciasta jeszcze? Wyrabiasz robotem?
Usuńręcznie! zobaczę następnym razem, bo były pyszne i na pewno wkrótce zrobię je ponownie ;)
UsuńJa wyrabiam robotem, może to kwestia napowietrzenia podczas wyrabiania? Zawsze robot mocniej wyrobi niż ręka :) Ale cieszę się, że smakowały!
UsuńWitam! Nie miałam problemu w jakim wieku posłać dzieci do szkoły( i całe szczęście! ), bo mam troszkę starsze pociechy (młodszy synek chodzi do 2 klasy,a córka już w gimnazjum). Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, ale warto przeczytać co mają do powiedzenia mądrzy ludzie i doświadczeni nauczyciele. Ja, pod wypowiedzią Pana Jarosława Pytlaka http://www.ratujmaluchy.pl/index2.php?option=com_content&do_pdf=1&id=427, podpisuję się obiema rękoma : ))) Pozdrawiam serdecznie i samych serdeczności na Nowy Rok życzę : )
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za ten list!!!! Nie wiem dlaczego nie trafiłam na niego wcześniej, ale podpisuje się pod całym rękami i nogami! Pozdrawiam i również życzę pięknego Nowego Roku!
Usuń6-latki w szkole.
OdpowiedzUsuń11-latki piszą test, od którego zależy do jakiego gimnazjum pójdą, w rejonie zawsze przyjmą, ale nie każdy chce iść do rejonu.Test od przyszłego roku będzie obejmował też język obcy, będą go pisać po napisaniu testu z matematyki i po jakieś tam przerwie, będą się musieli skupić i wsłuchać w teksty angielskojęzyczne.
14-latkowie piszą test na koniec gimnazjum,
15-latkowie wybierają profil w liceum ogólnokształcącym, które swój szeroki horyzont kształcenia zachowa tylko w nazwie. !5-latki podejmują decyzję na całe życie.
Cóż....
Zaczął się nowy rok, a mnie nie opuszcza myśl, że to małe bezbronne dziecko musi już wykazać się taką dorosłością :(
UsuńKochana, a w którym momencie dajemy rozczyn i gdzie kupić mąkę orkiszową?
OdpowiedzUsuńBasia
Już uzupełniłam. Piszę z głowy, późnymi wieczorami i później tak wychodzi :) A mąkę orkiszową kupuję w Tesco, teraz na półkach z mąkami jest całkiem spory wybór mąk. Tutaj jest pełnoziarnista akurat, ale można kupić też jasną orkiszową. A jak ne w Tesco to będzie na pewno w sklepach ze zdrową żywnością. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCzy zamiast mąki orkiszowej mogę dać zwykłą pszenną?
OdpowiedzUsuńMoja córka poszła jako 7-latka, jest zakochana w szkole i swojej Pani, Ona przebojem idzie, odważna, do wszystkiego się garnie, ale syn pojdzie jako 6-latek (rocznik 2009) i mam obawy, bo jest malutki, drobniutki i taki.. mamusiowaty, serce mi pęka jak pomyślę.
Tak, oczywiście! W takich samych proporcjach, przetestowane :)
UsuńMój Franek ma 2,5 roku i już mogę powiedzieć, ze o niego się nie martwię. On sobie radę da. Ale są dzieci właśnie wrażliwe, mniejsze, drobniejsze, którym ciężko się odnaleźć w szkolnej dżungli..
Ewa D. Mi bułeczki wyszły bardzo twarde, wszystko zgodnie z przepisem zrobiłam.
OdpowiedzUsuń