Print Friendly Version of this pagePrint Get a PDF version of this webpagePDF

Wyniki konkursu z Opolgrafem




Miało być krótko i na temat :) Ale nie wyszło :) Przede wszystkim - bardzo, bardzo dziękuję Wam za pozostawione komentarze! Decyzji nie podjęłam szybko i nie podjęłam jednomyślnie, o pomoc poprosiłam męża, bo nie umiałam sama zadecydować. Dziś od rana nie umiałam o niczym innym myśleć, jak tylko o tym, że muszę dokonać wyboru spośród tylu pięknych wspomnień! Niektóre komentarze zabrały mnie w przeszłość, przypomniały o wspomnieniach, które zdążyły się lekko w pamięci zakurzyć... Przy niektórych śmiałam się w głos i córka pytała: mamo, z czego Ty się tak śmiejesz jak nie widać tam żadnych obrazków???



Sponsorem notatników jest drukarnia Opolgraf


Kolejność zupełnie przypadkowa, małe uzasadnienie obowiązkowe, sami poczytajcie :)

  • szlendakmonika
3 lata temu kiedy to w 9 miesiącu ciąży debiutowałam jako Pani domu, organizując dla całej rodzinki wigilię,sama piekłam ciasta, marynowałam mięsa, lepiłam pierożki i uszka, (...) Jako Gospodyni przypadł mi zaszczyt czytania Pisma,a przez 30 lat czynił tę powinność dziadziuś więc było to niejako wyróżnienie.Stałam przy stole ze sterczącym brzuszkiem i kiedy czytałam o " brzemiennej Maryi" do oczu napłynęły mi łzy podniosłam wzrok i zobaczyłam że wszyscy moi bliscy również płaczą (...).To dzięki wspomnieniom nie ważne gdzie się jest zawsze wraca się na święta do Mamy (...) 
 Zwłaszcza ostatnie zdanie sprawiło, że oczy miałam mokre... I ten brzuszek 9-miesięczny. Pamiętam swoje dwie Wigilie, kiedy byłam w ciąży i też przygotowywałam Wigilię u siebie, a na choince wisiały wtedy zawsze bieluśkie buciki, które zwiastowały, że ktoś jeszcze jest w drodze :)


  • Kamila
(...) Pamiętam ciepło puchowej pierzyny, którą opatulona odrabiałam lekcje w łóżku. Ale też późna jesień i grudzień to był czas, kiedy Tata jeździł na giełdę „na Śląsk” – bo tak się mówiło. Wiele razy i ja wychylałam swoją pyzatą buzię, krzycząc z Żuka wolno jadącego przez dzielnice Chorzowa, czy Katowic „kaaaaapuuuustaaaa, świeża kaaaapuuuustaaa”. Dwa tygodnie przed Świętami Tata pojechał na giełdę. Wracali inni, mówili, że sprzedaż ciężko idzie, nie ma kupców i nie wiadomo jak długo to potrwa. Zima śniegiem sypnęła, mróz siarczysty, a Taty nie ma. I co wieczór z siostrami wypatrywałyśmy i nasłuchiwałyśmy Żuczka. Dziecięce pytania, łzy, czekanie… obudzona w nocy dreptałam do okna. Dwa dni przed Świętami Tata wrócił. Pamiętam, że dostałyśmy wtedy prawdziwą Barbie – wymarzoną, której zazdrościłyśmy koleżankom. Został mi taki obrazek: w pokoju palą się lampki na choince (tego starego typu, z dużymi żarówkami), w telewizji leci „Płonący wieżowiec”, siedzimy z siostrami w łóżku Rodziców i czeszemy naszą najprawdziwszą z prawdziwych Barbie. Włosy miała bardzo krótko, w ogóle krótki był jej żywot, co Tata wielokrotnie wypomina, mówiąc, ile worków ziemniaków kosztowała. Często w Święta wspominamy tę historię, a im starsi jesteśmy, tym i wzruszenie częściej nas ogarnia, nawet Tatę… W takie chwile nie trzeba się wstydzić łez… Przecież jesteśmy Rodziną.
Historia, która sprawiła, że zaschło w gardle i na chwilę zabrakło w ustach słów. Nigdy nie miałam lalki Barbie, ale też pamiętam prezenty, które kosztowały kilka takich worków ziemniaków. I mam wrażenie, że choć jako dzieci nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy, to mimo wszystko te zabawki szanowaliśmy bardzo.


  • Marcin 

...a piękne to były czasy, gdy jeszcze w szkole podstawowej (1978), młoda Pani wychowawczyni postawiła przed dziećmi pytanie dotyczące rodzinnego, świątecznego stołu. Dzieci jak to dzieci, miały wszystko ale Rudolf, ze wzrokiem wbitym w tablicę mówił bez opamiętania o łakociach, czekoladach, cukierkach na choince, cytrusach, bananach, szynkach, kiełbasach i zabawkach - rzecz oczywista. Kiedy już nauczycielce puściły nerwy i ślinka z kącików ust, Rudolf spuentował... "A wszystko to było niemieckie". ;-)
Sama miałam takiego kolegę w klasie! Jeden jedyny chłopak, który miał babcię w  RFNie i zawsze miał wypasiony piórnik, adidasy, tornister i jego ubrania pachniały niemieckimi płynami do płukania. Od czasu do czasu coś słodkiego przyniósł do szkoły :) Dziękuję za takie przypomnienie, uśmiałam się do łez :))))


  • Justyna
(...) tato z mamą pakowali mnie i siostrę do czerwonego dużego fiata, w którym zawsze śmierdziało paliwem i ledwo wyjechaliśmy za Opole mi włączała się choroba lokomocyjna :( więc godzina jazdy ze mną była katorgą, ale gdy już dojechaliśmy, dziadek miał przyszykowane dla każdego wnuka paczuszki skromne ale jakże sprawiedliwe bo każdy niezależnie od wieku dostawał tyle samo cukiereczków i ciężko zdobycznych w tamtych czasach pomarańczy, nigdy nie zapomną tego zapachu i cieknącego po brodzie soku pomarańczowego, jak to była radocha i błysk w oku na widok takiego rarytasu! (...)
Pamiętam banany i pomarańcze "kubańskie", które dojrzewały za szybą kredensu... jeju, co nasze dziec zapamiętają ze świąt? Muzykę z hipermarketów? Sześć imprez z Mikołajem? Dziękuję za tę świąteczną opowieść...


  • Paula
Moje najbardziej wyraźne wspomnienie świąteczne sięga czasów gdy miałam może 6-7 latek.. U dziadków stała zawsze piękna żywa z choinka, na której wisiały śliczne bombki. Dwie z nich były wyjątkowe - stare, szklane, największe ze wszystkich, odziedziczone bo mamie babci czyli mojej prababci. Oczywiście miałam zakaz zabawy nimi, jednak to co zakazane kusi najbardziej.. :) Kiedy wszyscy zajęci byli ostatnimi przygotowaniami do wigilii, jedna z dwóch nieszczęsnych bombek zupełnym przypadkiem wypadła mi z rąk i się strzaskała. Wiedziałam, że czeka mnie za to bura,więc w mojej małej główce zrodził się pomysł ukrycia "dowodów zbrodni". Pozbierałam kawałki bombki i zaniosłam je do sypialni dziadków i schowałam za łóżkiem od strony dziadka. Oczywiście dumna z siebie wróciłam cichaczem do rodzinki. Jednak moja duma nie trwała zbyt długo. Chwile po moim wyczynie, dziadek poszedł do sypialni, w celu wcielenia się w rolę Gwiazdora. Chciał to zrobić niepostrzeżenie,więc nie zapalał światła.. Chyba nie będzie to dla nikogo zaskoczeniem, że skończyło się to wizytą w szpitalu na wyciąganiu ze stopy resztek bombki i zszyciu dość głębokiej rany.. Choć była to Wigilia dość ekstremalna,to na zawsze zapadła w pamięć całej rodziny :)
Takich historii się nie zapomina!  Z kuzynem kiedyś stłukłam żyrandol...piłką, którą on dostał pod choinkę. Nawet wielkiej bury nie było, a nie chcę myśleć co dziś by się działo... :)


  • Wioletta
(...)Pamiętam jak dziś jak było nas dużo około 20 osób a samo składanie życzeń trwało chyba z pół godziny:) Kolacja jak każda inna same pyszności ( ja byłam zawsze wybredna i jadłam pierogi z serem, które babcia specjalnie dla mnie robiła).Każde dziecko dostało od chrzestnej matki lub ojca, prezent .Wrażenia , wypieki na twarzy , czasami zazdrość ., ale bym chciała to dostać. Następnie dziadek siadał na jednym krześle , babcia na drugim , dziadek rozdawał kasę a babcia czekolady i podchodziliśmy wężykiem jeden za drugim. Potem kolędowanie , babcia zawsze miała przygotowane książeczki, była walka kto bliżej babci usiądzie. Droga na pasterkę grupą 20 osobową to była jakaś magia skrzypiący śnieg , kolęda na ustach , radość w sercu. Na sam koniec wspólne spanie na podłodze (20 osob pomieścić ?). Takie święta już nie wrócą ale są głęboko w moim sercu (...)
Właśnie... takie święta już nigdy nie wrócą. Oprócz tego, że od kilku dobrych lat nie ma śniegu na święta, to nie ma z nami tych, którzy zawsze byli najważniejsi, bo to właśnie do nich jechało się na święta.  I te 20 osób na jednej podłodze :)))


  • Zawodowa Matka
Miałam wtedy 8 lat. To były chyba jedyne nasze święta u dziadków na wsi. Święta pełne głownie ludzi :) Bo przy wigilijnym stole zebrało się jakieś 25 osób: dziadkowie i rodzeństwo mojego taty razem z dziećmi. Nietrudno sobie wyobrazić, co się działo - hałas, bieganie, szaleństwa na sankach na ulicy przed domem (to były jeszcze czasy kiedy na wsiach samochody pojawiały się 3 razy w tygodniu). Pamiętam choinkę - przez kolejne lata wyglądała tak samo, z tymi samymi ozdobami i światełkami, z "żabkami" ze świeczkami i anielskim włosem. Pamiętam też blask lampy przy ulicy, która świeciła prosto w okna sypialni, w której ciasno jedno obok drugiego leżały wszystkie dzieci. Ta lampa nie pozwalała spać, nawet przez zasłonki, budziła mnie w środku nocy. Pamiętam też prezent, jaki wtedy dostałam. Była to długa do ziemi różowo-biała koszula nocna. Najpiękniejsza chyba jaką kiedykolwiek miałam. Przestałam w niej sypiać dopiero jak byłam nastolatką, kiedy biust przestał sie mieścić a koszula sięgała kolan. Babcia podała nam wtedy swój kompot "z bani", czyli dyni. Żałuję bardzo, że po tylu latach nie pamiętam jego smaku, że tak mało zostało mi w pamięci z tamtych dni. Było to ostatnie Boże Narodzenie z moją babcią. Nie zdążyłam się nią nacieszyć, ani jej poznać. I chociaż mija właśnie 26 lat od tamtego czasu, mogłabym dokładnie opisać babci twarz, jej kolczyki, które bardzo mocno utkwiły mi w pamięci, koszulę, którą wtedy dostałam na gwiazdkę i choinkę, którą dziadek ubierał dokładnie tak samo, jeszcze długo po tym, jak babcia odeszła.
Dziękuję za przypomnienie "żabek" przy świeczkach :) I coś magicznego jest w prezentach, które dostawaliśmy w dzieciństwie... pamiętam piórnik, który ciężko było piórnikiem nazwać i dziś pewnie żadne dziecko nie chciałoby nawet na taki popatrzeć... a ja z nim nie mogłam się rozstać i chodziłam z nim spać przez tydzień. Pamiętam też do dzisiaj zapach tego piórnika.


  • Małgorzata
Ja mam dość traumatyczne przeżycie związane ze świętami ... nie pamiętam dokładnie ile mogłam mieć lat, na pewno mniej niż 9 i na dzień przed Wigilią moja mama jak co roku upiekła ogromną blachę swojego słynnego sernika, oczywiście obficie polanego polewą czekoladową. Sernik ów stał sobie w kuchni na blacie przykryty ściereczką i czekał na Wigilię i Święta. Mnie w nocy zachciało się do toalety, a żeby tam dotrzeć trzeba było przejść przez kuchnię. Idąc minęłam wspomniany sernik i traf chciał, że nabrałam ochoty na tą pyszną czekoladową polewę. I ani myśląc używając moich małych paluszków całą tą polewę zjadłam, oczywiście nie myśląc o konsekwencjach ... Rano obudził mnie krzyk i szał mamy, która jak zobaczyła moje nocne dokonanie, o mały włos nie dostała zawału ... Z odsieczą przyszedł jej tata, który przytulając ją wpadł na genialny pomysł, jak to oduczyć mnie zjadania polewy z ciasta, i jak się później okazało, również sernika. Tak więc mama zabrała się za pieczenie kolejnej blachy, ja natomiast zostałam zmuszona do zjedzenia całego sernika, z którego zjadłam polewę. Siedziałam przy stole prawie cały dzień, ojciec koło mnie i nie było mowy, żebym chociaż zostawiła kawałeczek. Jak się można domyślać na kolacji wigilijnej oprócz opłatka, którym się podzieliłam ze wszystkimi oprócz z tatą, nic nie zjadłam. I mimo iż minęło chyba z ćwierć wieku od tamtej pory, nadal nie jestem w stanie przełknąć sernika ... 
Obok tego komentarza nie mogłam przejść obojętnie :) biedne dziecko :))) Pewnie na miejscu Twoich rodziców zrobiłabym to samo, ale w duszy uśmiałabym się do łez, bo bardzo mnie rozczulają takie akcje małych dzieci!


  • Beata
ohhhh, moje najstarsze wspomnienie to podwójna wigilia : ) najpierw u jednej babci, gdzie opłatek, śledzie w occie (!), niesłodzony (!!) kompot z suszonych owocóww I... amoniaczki : ) cale pudło ciasteczek, które przesiaknięte wilgocią miały swj niepowtarzalny, nieslodki smak, ktory pamietam do dzisiaj. I zaraz po pierwszej wigilii wszyscy ubieralismy sie, maszerowalismy blisko godzine do przystanku autobusowego, aby przeprawic sie przez 25 km do drugiej babci :) do dzis pamietam zamarzniety autobus (dobrze, kiedy byl na czas) I kiedy przez cala droge liczylam zapalone choinki w oknach domow... I wielka radosc, bo u drugiej babci wszyscy na nas czekali, wiec od nowa: oplatek, sledzie, slodzony (!!) kompot z suszonych owocow I tym razem kruche ciasteczka, posypane cukrem... cale pudlo slodkich ciastek!!! mielismy po kilka lat, wiec te z cukrem byly najlepsze na swiecie :)) (...)
Absolutnie rozbawił mnie słodzony i niesłodzony kompot u dwóch babć :) Nigdy nie doświadczyłam podwójnych wigilii, chyba mam czego żałować :)))


  • szumiii
(...) Ja i o dwa lata młodszy brat za wszelką cenę chcieliśmy udowodnić, że Mikołaj nie istnieje (mieliśmy wtedy jakieś 8-10 lat) i siedzieliśmy pod choinką czekając aż rodzice podłożą prezenty.. a wtedy dziadek zabrał nas na korytarz (mieszkaliśmy na 4 piętrze) i powiedział: "chodźcie na dach, zobaczymy czy już przyleciał" a my oczywiście "no dziadek przestań, wiemy, że nie ma mikołaja!" a dziadek mnie podsadził i pyta "jest już czy nie?" ja spojrzałam... a tam sanki i worek!! Szybko krzyknęłam to reszcie rodziny, a oni "to biegnijcie żeby go złapać pod choinką!!", jak weszliśmy do domu to zobaczyliśmy prezenty i otwarty balkon, przy którym leżała czapka mikołaja.. "zgubił jak uciekał. musi jechać do innych dzieci.. jednak istnieje.." pomyśleliśmy z bratem i już nigdy nie zwątpiliśmy w świętego mikołaja :-)
Dziecięca wiara jest najpiękniejsza na świecie! Czasami mam aż wyrzuty sumienia, kiedy odpowiadam mojej córce na nurtujące ją pytania z serii: czy Mikołaj ma żonę? :) Uwielbiam ten czas!!!

Dziękuję Wam za udział w konkursie, za chęć podzielenia się fragmentem Waszych prywatnych wspomnień ♥ Jest mi niezmiernie przykro, że tyle pięknych komentarzy pozostało bez wyróżnienia... ja się chyba nie nadaję do żadnych konkursowych komisji, bo za mocno to przeżywam... 


Jutro skontaktuję się z osobami wyróżnionymi mailowo :) 
Bądź piszcie sami, podając w mailu swój adres pocztowy do wysyłki :)





4 komentarze:

  1. Anonimowy17/12/13

    ojej:) ale mi sprawiłaś ogromną radość.dziękuje straszliwie:*!!Mam Tylko proźbe czy to zbyt wiele jeśli poprosze Cie Bistro Mamo o autograf w tej książce:) byłoby mi naprawde miło:).
    szlendakmonika@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam Twój post dziś w nocy ( dopadła mnie bezsenność) i rozmyślałam o świętach z dziecinnych lat.Dużo pięknych wspomnien i podobnych do moich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne wspomnienia- i łezka w oku za czasami minionymi i smiech nad innymi... i chyba tez reflaksja, ze teraz my rodzice mamy znacznie trudniejsze zadanie do wypełnienia niz nasi rodzice kiedys - przy zalewie "dobra wszelakiego", tabunu pseudoMikołajów i kojarzeniu Świat z góra prezentów to nasza w tym głowa, zeby mięc swoja mała rodzinna tradycję - cos powtarzalnego przez lata, co później nasze dzieci beda wspominac swoim wnukom... albo opisywac na jakis innych poblogowych albo nawet pointernetowych następcach dzisiejszych portali...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana Bistro mamo, bardzo dziękuję! W tym zabieganym świecie , znalazłam chwilkę czasu żeby opisać swoje przeżycia i powiem tak - dzięki Tobie wróciły wspomnienia , zapachy i zastanowienie się nad wlasnym życiem

    OdpowiedzUsuń

www.VD.pl
Copyright © bistro mama , Blogger