Moja Bajka, czyli szafa blogera kulinarnego
Z napisaniem posta o pasji gotowania, o samym blogu i o mojej kulinarnej szafie, nosiłam się już od jakiegoś czasu. To absolutnie moja bajka, która pewnego dnia zawitała w moim życiu, a ja wtedy nawet nie śmiałam przypuszczać, że rozgości się na stałe i nie będzie dnia ani godziny, żebym o niej nie myślała.
W ostatnich dniach miałam okazję przekonać się, ile znaczy mieć własną pasję i realizować swoje marzenia. Małymi kroczkami, nie znając języka html, nie wiedząc nic o kanałach RSS i statystykach GA, założyłam swoje małe bistro w sieci. Pierwsze wpisy to torty z trzecich urodzin córki. Następnego dnia dodałam coś nowego, kilka dni później pojawił się kolejny wpis, pierwszy komentarz… W ostatni weekend wakacji jako jedna z opolskich blogerek, mogłam częstować swoimi specjałami tłum ludzi na opolskim rynku. Marzenia się spełniają, a moja bajka nie była piękniejsza nigdy wcześniej.
Moja kulinarna pasja to też wielkie zamiłowanie do wszelkich kuchennych przydasiów. Kiedy zaczynałam przygodę z blogiem, miałam 12-osobową zastawę ślubną, komplet rosyjskich sztućców, 6 szklanek z Ikei, kilka plastikowych misek i w miarę nowe garnki. Wszystko mieściłam w dwóch kuchennych szafkach. Dziś mam kredens na wyłączność. Taki z mojej bajki : )
Moi znajomi i rodzina już dobrze wiedzą, że żaden inny prezent nie sprawi mi tyle radości, jak kulinarne "coś". Na przykład ta turkusowa misa z podkładką (na zdjęciu poniżej), to urodzinowy prezent od teściów. Wykonany przez podopiecznych Fundacji DOM i kupiony na jednym z festynów na opolskim Placu Wolności.
Szczególną słabość mam do starych łyżek, zardzerwiałych noży, starych pater. Niektóre z nich kosztowały złotówkę na allegro, a niektóre sporo więcej na targu staroci. Część naczyń dostałam od znajomych (np. cudną formę z misiami od mamy Antosia), odkurzyłam stare rzeczy z domu rodzinnego. Niektóre wygrałam w konkursach (np. uroczą wagę retro), a jeszcze inne znalazłam przywiozłam z bliższych lub dalszych podróży. I tak z Gór Izerskich przyjechały ze mną trzy łupki i jedna deska, którą pomalowałam z obu stron na różne kolory. A ostatnio mąż mojej koleżanki ze studiów wyrwał z własnej starej stodoły dwie piękne deski, pociął na kawałki i podarował mi, bo widział, że mam mały obłęd w oczach, kiedy na tę stodołę u nich patrzyłam! Trzymam teraz te deski jak skarb najprawdziwszy :)
Nie byłoby tej historii gdyby nie miłość do gotowania zaszczepiona przez mamę. Ocaliłam niewiele starych przepisów, ale najważniejszą pamiątką jest książka z 1962 r. „Ciasta, Ciastka, Ciasteczka, Wypiek Domowy” Jana Czernikowskiego. Mam też swój zeszyt z przepisami, założony jeszcze liceum, choć te pierwsze, jeszcze z podstawówki, nie przetrwały do dzisiaj. Pamiętam, że wpisywanie nowych przepisów do zeszytu było moim ulubionym wakacyjnym zajęciem :) Dziś mam niemałą kolekcję książek kucharskich, karteczek, karteluszków, wycinków z gazet i przepisów zapisanych w języku angielskim. Podczas rocznego pobytu w Anglii, był to jeden ze sposobów na naukę języka obcego :)
Osobną grupę stanowią tekstylia. Obrusy, ściereczki, szmatki, rękawice, worki jutowe :) Zajmują całą szufladę, ledwo się wszystko mieści, a to na pewno jeszcze nie koniec. Nagromadziłam tego trochę… Koleżanka podarowała mi kiedyś kawałek worka jutowego, sama potargałam kilka starszych ręczników, które normalnie dawno wylądowałyby na śmietniku, a tak znalazły swoje drugie życie. Ten mój kredens cieszy mnie niewyobrażalnie. Jest nawet w pewnym sensie symbolem. Uzmysławia mi, że gdyby nie było mojej bajki, nie miałabym czym go zapełnić, a nawet jeśli cokolwiek w środku by się znalazło, nie miałoby to takiej wartości emocjonalnej dla mnie, jak ma teraz. Ale to chyba naturalne.
Jeśli robimy coś, co kochamy, co jest naszą pasją, to prędzej czy później przychodzi taki moment, kiedy patrzymy wstecz z błogim uśmiechem, z rozmarzonymi oczami i myślimy sobie: jak mogło Cię wcześniej w moim życiu nie być, moja bajko?
Oj bardzo to prawdziwe wszystko :) i jakże znajome - tylko w mojej bajce pełno papierów, papierków, dziurkaczy, przydasi ... :) Wielkie Buziaki POZYTYWNIE ZAKRĘCONA :)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze to mieć swoją własną bajkę :) Buźka :*
UsuńBardzo lubię zaczytywac się w Twojej bajce... dzięki niej mój głodny wilk, mały Nieczerwony Niekapturek i czasami babcia sa bardzo zadowoleni przy kuchennym stole;-)o mnie samej tylko wspominając:-)
OdpowiedzUsuńAle pięknie napisałaś! Nieczerwony Niekapturek :)))
Usuńjak zwykle wspaniały opis :) mam nadzieję, ze ta bajka będzie jeszcze trwać i trwać ....:) Monika
OdpowiedzUsuńdziękuję :* mam nadzieję, ze powrót do pracy mi jej nie zburzy :)
UsuńPiękna jest ta Twoja bajka :)
OdpowiedzUsuńzawsze podziwiałam ludzi z pasją... i zawsze marzyłam, żeby móc oddać się czemuś w 100%. Na razie jednak mogę tylko zanuć z U2 - "But I still haven't found, what I'm looking for"
OdpowiedzUsuńSylwia, wiesz, że ja jeszcze niedawno myślałam o sobie, że bez sensu, ze nic nie umiem, nic fajnego mnie nie interesuje, a tu proszę, cieszy mnie teraz coś, co od zawsze było dla mnie naturalne, czyli gotowanie :) Czasami szukać tej bajki nie trzeba daleko :)
UsuńPiękny post napisałaś. Prawdziwa bajka. Wiem coś na ten temat , bo sama też całkiem niedawno odkryłam swoją pasję i teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej. Cudne masz te przydasie kuchenne , ja tez lubię takie skarby gromadzić.
OdpowiedzUsuńWiem, wiem i szczerze podziwam! I talentu zazdroszczę :)
Usuńaż sam usmiech wychodzi na twarz jak się czyta :) .... i cieszy fakt, że wysiłki w kpńcu zostają doceniane przez innych, to jest chyba najlepsze w blogosferze .... :)
OdpowiedzUsuńO tak! A najlepsze jest to, że nigdy tego nie zakładałam, żadnego większego celu nie miałam, a tu same miłe niespodzianki :)
Usuńwspaniała bajka :-) niektóre Twoje przydasie wyglądają bardzo znajomo :-)
OdpowiedzUsuńNie da się tego uniknąć w dobie sieciówek :))
UsuńJak cudnie, ze mogę z Tobą dzielić ta pasję :D
OdpowiedzUsuńI ja z Tobą :*
UsuńAle masz dużo przydasi, ja niestety nie mam gdzie tego wszystkiego chować, a i tak gromadzę i gromadzę:) Jak sobie pomyślę, że wprowadzając się tu gdzie jestem 2,5 roku temu miałam ze sobą dwa kubki, kawiarkę i jedną blachę to nie wiem jak się stało, że tyle nagromadziłam tego. Babcia się ze mnie śmieje, bo ostatnio wyciągnęłam ze śmietnika jej starą paterę, a w piwnicy mam już poszykowane przydatne cuda i cudeńka - jak tylko kiedyś znajdzie się miejsce to przywiozę koniecznie. Na pierwszym miejscu będzie na pewno stary prodiż:)
OdpowiedzUsuńJa zaczynałam dokładnie tak samo! W zeszłym roku mieliśmy remont i pojawiła się nowa pusta ściana i wymyśliłam sobie, że będzie idealna na taki przydasiowy kredens. Mój mąż chciał tam wieszać obrazki, ale wygrałam z moim pomysłem ;)
UsuńBardzo miło mi się czyta "Ciebie". Za każdym razem, odnajduję tu trochę siebie :)
OdpowiedzUsuńO to właśnie w blogowaniu chodzi :)
UsuńKochana, piękne rzeczy widzę na tych zdjęciach. Większość sama bym z chęcią przygarnęła. Doskonale rozumiem Twoją słabość do starych, zardzewiałych przedmiotów, też tak mam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) za każdym razem obiecuję sobie, ze już nic więcej nie przyniosę do domu i nic mi z tego nie wychodzi.
UsuńCudowny post :-)
OdpowiedzUsuńDzięki za niego. Trafiłaś w moment idealnie, bo potrzebowałam takiej motywacji do działania. Mam lekki kryzysik i wahałam się nawet czy dalej podążać za swoją pasją, a dzięki Tobie wiem, że warto :-)
Piękne Twoje przydasie. Ja mam zapchaną szafkę włóczkami i tkaninami na maxa...nieco inny pokój, ale słabość rozumiem doskonale ;-)
Pozdrawiam, Moniszka
Wiesz, że chyba każdy taki moment przeżywa. A włóczki, druty i szydełko kocham równie mocno jak kuchnię, tylko czasu mi nie starcza :) Pozdrawiam!
UsuńSłabości w sklepie z akcesoriami kuchennymi jest wiele.... Mama na Nas krzyczy kiedy przynosimy kolejną foremkę lub talerzyk :D No, ale jak tu nie kupić skoro wszystko jest takie ładne i przydatne?? :P
OdpowiedzUsuńNa mnie krzyczy mąż :) Że rupieciarnię urządziłam w domu, bo zewsząd kuchenne graty wychodzą :)
Usuńpięknie, cieplutko musi być u Ciebie w kuchni :) pasje rozumiem doskonale! tylko sama mam za mało miejsca na wszelkiego rodzaju gadżety więc ich nałogowo nie gromadzę :(
OdpowiedzUsuńU mnie też już miejsce się kończy, ale to dobrze, bo w końcu nie można w nieskończoność :)
UsuńAch, BM bardzo mnie wzruszyłaś kolejny raz... Moje marzenia jeszcze w powijakach, ale dzięki Tobie będę o nich myśleć mocniej i ... może zaryzykuję wreszcie?
OdpowiedzUsuńTwoje przydasie cudne, a mąż niech nie krzyczy tylko kocha :-)
Aniu :) mąż kocha, ja czasami krzyczę ;)
UsuńPiękna ta bajka, trochę przypomina mi moją własną :) stosy książek, ściereczek, miseczek, widelczyków i wciąż mało hi hi:)
OdpowiedzUsuńo tak, my blogoholiczki już tak mamy ;)
UsuńJustynko Kochana, jak mam to ująć, po prostu wzruszyłam się i popłakałam...gratuluję, że odnalazłaś w życiu to co kochasz, że Twoje marzenia się spełniły,że tyle szczęścia u Was....Uściski jak zawsze najcieplejsze...P.s. często o Was mylślę, piękny wpis taki o Tobie:)...
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za ten komentarz i przepraszam, ze tak długo musialaś czekać na odpowiedź! Nawet nie wiesz ile dla mnie takie komentarze znaczą i ile wnoszą do mojego życia!
UsuńDobrze mieć swoją bajkę:):):):)
OdpowiedzUsuńI wciąż cieszy.....;) I wciąż chcesz więcej....;):):) Niebawem zaczniesz zbierać na WIĘKSZY kredens, albo na większe mieszkanie....;););)o czym ja zaczynam myśleć...:)
Pozdrawiam Bistro Mamo! Ja tam Was kiedyś nawiedzę w tym kulinarnie płodnym Opolu:):):):
Może 6 października??? Bo tyle ile teraz się dzieje, to nigdy wcześniej się nie działo :)
UsuńOj...., 6 października to baardzo ważna sprawa rodzinna - nie mogę...;(:(:(
Usuńhehe...najbardziej uśmiałam sie z tych desek ze stodoły. Jakby ktoś zapytał co ja kolekcjonuję- to powiedziałabym, że deski :)pozdrawiam Mamo :)
OdpowiedzUsuńWitaj, wspaniale się wkracza do Twojej pełnej zapachów i kolorów bajki :) i zaraz ma się ochotę tu rozgościć na dobre
OdpowiedzUsuńSama od niedawna, już trochę bardziej odważnie "uprawiam" swoją. Zapraszam: http://www.5razones.pl/
i do zobaczenia, poczytania tutaj
dobrego dnia, mimo tego, że podobno dzisiaj jest jakiś "Blue Monday" czyli najbardziej depresyjny dzień roku